[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/12/05/elzbieta-glapiak-gospodarka-rosnie-portfele-pecznieja/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
5-procentowy wzrost wynagrodzeń top menedżerów – w porównaniu z kryzysowym 2009 r. – to znak, że firmy uporały się z trudnościami. Znów zdobywają nowych klientów, zwiększają produkcję i co prawda ciągle jeszcze ostrożnie – jak wynika z danych GUS – ale jednak podejmują nowe inwestycje. Stać je już m.in. na to, aby lepiej płacić szefom, którzy wyprowadzili przedsiębiorstwa z kryzysu. Dodatkowo, dane z rynku pracy i stale rosnący wskaźnik optymizmu tak wśród przedsiębiorców, jak i konsumentów pozwalają przypuszczać, że żadna kolejna fala kryzysu nam nie grozi. A przynajmniej nie w krajach, które radzą sobie z ograniczeniem deficytów i długów.
Czy wobec tego 2011 r. będzie okresem powrotu do stanu sprzed kryzysu? W niektórych przedsiębiorstwach spadek wynagrodzeń w trakcie trwania kryzysu sięgnął 40 proc. i 5-proc. wzrost nie rekompensuje więc jeszcze utraconych korzyści. W wielu zakładach ciągle nie zrezygnowano z czasowej obniżki płac, a znaczna część przedsiębiorstw ciągle jeszcze rozlicza straty poniesione w minionych latach. Przez to wpływy z podatku dochodowego od firm do państwowej kasy nie dorównują poziomowi zakładanemu na ten rok przez resort finansów. Przewidywany przez Komisję Europejską 4-proc. wzrost gospodarczy w Polsce daje już jednak rządowi pewne poczucie bezpieczeństwa, pytanie, czy także zwykłemu Kowalskiemu, którego portfel ciągle jeszcze jest sporo chudszy niż przed kryzysem.