Jak szacują analitycy, w jego imieniu ta instytucja wymieniła na rynku nawet 2 mld euro, co przyczyniło się do umocnienia złotego. Dzięki temu i np. przesuwaniu wydatków do Krajowego Funduszu Drogowego, 55-proc. bariera długu w relacji do PKB nie pękła. Wcześniej ekonomiści ostrzegali, że kurs ponad 4 zł za euro groziłby wzrostem długu w pobliże, a nawet powyżej 55 proc. PKB. To oznaczałoby konieczność ostrego zaciskania budżetowego pasa. A tak resort finansów ogłosił sukces, choć do końca nie wie, czy ta granica nie została przekroczona. Okaże się za kilka miesięcy, gdy poznamy stan kas samorządów na koniec 2010 r.

Wymiana euro na rynku to kolejny sposób poprawiania statystyk długu. W 2009 r. resort finansów wykorzystał do tego nawet specjalne instrumenty finansowe. Teraz prawdopodobnie już tego nie uczynił, bo tamten ruch nie został najlepiej odebrany wśród inwestorów. To fakt, w czasie kryzysu lepiej być bardziej przejrzystym i nie kombinować zbytnio.

Komunikat resortu finansów o poziomie długu należy traktować jednak jako swoistą próbę uspokojenia rynków. Bo choć polska waluta ustabilizowała się na pożądanym przez ministerstwo poziomie, to trudno nie zauważyć wzrostu rentowności polskich obligacji. Zaczął się on po... ogłoszeniu rządowego planu zmian w systemie emerytalnym.

Na razie minister finansów triumfuje. Oby jednak za kilka miesięcy nie padło znów coś na wzór pamiętnego „Jacku, co się stało?”, gdy w połowie 2009 r. komisarz UE ds. walutowych zapytał polskiego ministra finansów, dlaczego deficyt finansów za 2008 r. okazał się znacznie wyższy niż podawał wcześniej jego resort.