A tu proszę: pierwszy felieton o brexicie napisałem 25 stycznia 2013 r. i od tego czasu był on tematem sześciu kolejnych tekstów. W kategorii najbardziej nośny temat felietonów Witolda Orłowskiego brexit ustępuje już tylko Grecji (10 tekstów w siedem lat). Z tym że temat grecki chyba się już wyczerpał, a brytyjski trwa w najlepsze. Do daty brexitu pozostały nieco ponad dwa tygodnie, a my nadal nie mamy pojęcia, kiedy on nastąpi, na jakich warunkach, a nawet, czy w ogóle do niego dojdzie. W momencie kiedy piszę ten felieton, pewne jest tylko to, że Izba Gmin znów odrzuciła wynegocjowaną przez rząd Theresy May umowę rozwodową z UE.
Na podsumowania przyjdzie czas dopiero wtedy, kiedy z grubsza będziemy wiedzieli, co się stało. Chwilowo mamy tylko do czynienia z dreszczowcem, i to z dreszczowcem dotyczącym kraju o piątej co do wielkości gospodarce świata, siedziby jednego z dwóch głównych globalnych centrów finansowych, kraju związanego niezwykle silnymi więzami ze wszystkimi partnerami z Unii Europejskiej, a już szczególnie z Polską. Jeśli z brexitem coś pójdzie naprawdę źle, nietrudno sobie wyobrazić nie tylko gigantyczny chaos i utrudnienie życia dla milionów ludzi, ale również potężny impuls destabilizujący globalne finanse i gwałtownie wyhamowujący wzrost gospodarczy w całej Europie. Stąd właśnie płynie kolejny wniosek: na temat tego, jak zaskakująco nieodpowiedzialni okazali się brytyjscy politycy. Samej Theresie May odpuszczę wszelką krytykę, bo szczerze podziwiam jej heroiczne próby zapanowania nad chaosem, który nie ona wywołała. Próby nieuzyskujące nawet cienia wsparcia ze strony „brexitowców", którzy najpierw Wielką Brytanię w to bagno wmanewrowali, a następnie pochowali się w mysie dziury, by nie ponosić konsekwencji.
W felietonie sprzed sześciu lat porównałem referendalny manewr ówczesnego brytyjskiego premiera do manewru zastosowanego pod Trafalgarem przez admirała Nelsona. Rzucił swoje okręty do zaskakującej szarży, przełamał linię Francuzów i zatopił ich flotę. Admirał odniósł wielkie zwycięstwo i poległ na polu chwały. Cameron przegrał, a z nim Wielka Brytania.
Również w tym felietonie kusi, by nawiązać do tradycji Royal Navy. Nieco ponad wiek temu flota brytyjska dopadła w cieśninie Skagerrak znacznie słabszych liczebnie Niemców. Brytyjska opinia publiczna była pewna, że jeśli tylko to się stanie, niemiecka Hochseeflotte zostanie rozgromiona. Ale coś szło nie tak, okazało się, że Niemcy celniej strzelają i mają lepiej skonstruowane okręty. Mimo trudnej sytuacji Brytyjczycy zachowali fason i zimną krew. Kiedy w czasie bitwy dowodzący flotą krążowników liniowych admirał Beatty zobaczył, jak w powietrze wylatuje jego kolejny okręt, rzucił tylko cierpko: „Zdaje się, że coś się dzisiaj dzieje złego z naszymi cholernymi okrętami".
Podwójna klęska w Izbie Gmin dowodzi, że z okrętami Theresy May też nie jest dziś najlepiej.