Bez większego echa przeszła podjęta w ubiegłym miesiącu decyzja o powołaniu pełnomocnika rządu do wprowadzenia euro w Polsce. Podobnie wiosną nie było poważniejszej reakcji na fragment programowego przemówienia Radosława Sikorskiego w Sejmie, w którym minister spraw zagranicznych zapowiedział, że za trzy lata będziemy gotowi do likwidacji złotego.
Miecz i waluta
Opinia publiczna nie reaguje, bo (jak często powtarzali dziennikarze i komentatorzy) nikt dziś serio nie traktuje pomysłu wchodzenia Polski do eurolandu. Sondaże pokazują, że sprzeciw wobec likwidacji złotego (68 proc. według badań CBOS) osiągnął już większe rozmiary niż poparcie, jakie kiedykolwiek miał postulat udziału w unii walutowej.
Tymczasem zza kulis rządu coraz częściej dochodzą wiadomości o przygotowywaniu wyższych urzędników państwa do uruchomienia jeszcze przez obecny gabinet procedury wymiany waluty w Polsce.
Jedynym motywem wyjaśniającym politykę premiera pozostaje jego osobista pozycja w kręgach europejskich federalistów
Rząd, tak bierny w wielu sprawach, w tej wykazuje niewiarygodną determinację, podobnie jak wcześniej w innych projektach europejskiego federalizmu: w przyspieszonej ratyfikacji traktatu lizbońskiego, w sprawie paktu stabilizacyjnego czy paktu fiskalnego (gdzie rząd rozważa nawet zareagowanie na spodziewany sprzeciw opozycji - pominięciem jej praw przewidzianych w art. 90 konstytucji).