Pierwszy filar systemu emerytalnego w ogniu polityki

Bezpośredni związek między strumieniami wpłat i wypłat składek z pierwszego filara zerwano już dawno – po kryzysie z lat 2001–2002.

Publikacja: 14.01.2014 05:13

Aleksandra Fandrejewska

Aleksandra Fandrejewska

Foto: Archiwum

Do stycznia rząd był głuchy na argumenty ekonomistów, że waloryzacje świadczeń i składek to poważne przyczyny dziury w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz zaczął mówić o konieczności zmian indeksacji dopiero kilka dni po tym, jak prezydent podpisał ustawę o OFE.

Co prawda, szef resortu powołuje się na względy społeczne, a nie ekonomiczne i jego propozycje dotyczą waloryzacji świadczeń, a nie zapisów na kontach w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych, jego wypowiedzi jednak pokazują, jak bardzo system repartycyjny (czyli I filar emerytalny – ZUS) został upolityczniony.

„Albo jest system emerytalny, albo nie. Jeśli jest zły, to należy go zmieniać. Najgorsze to robić z ludzi idiotów, dawać emerytury, a później manipulować ich realną wartością poprzez indeksację" – tak czytelnik skomentował na jednym z portali internetowych informację, że minister pracy zastanawia się nad zmianą zasad waloryzacji.

Dla szefa ministerstwa interesujący jest pomysł, by najniższe emerytury i renty podnosić o inflację plus 20 proc. realnego wzrostu płac. Pozostałe świadczenia miałyby jedynie zachować wartość realną, czyli rosnąć o wskaźnik inflacji. W ten sposób beneficjentami zmian byłyby osoby najuboższe. Zmiana zasad pozbawiłaby większość emerytów i rencistów waloryzacji o jedną piątą realnego wzrostu płac. W ten sposób minister otworzył worek z pomysłami na zmianę indeksacji. Przedstawiają je teraz partie polityczne i związki zawodowe. Resort pracy chce o waloryzacji rozmawiać także z organizacjami przedsiębiorców.

Tak jak dla emerytów i rencistów ważna jest coroczna waloryzacja ich świadczeń, tak dla osób, które płacą składki i dopiero w przyszłości będą emerytami, ważna jest indeksacja składek. Obie niestety są wynikiem arbitralnej decyzji rządu i parlamentu. A skomplikowanie systemu pokazuje, jak politycy lubią go zmieniać i gmatwać.

Obecnie w powszechnym systemie emerytalnym istnieją cztery rodzaje waloryzacji: coroczna świadczeń oraz trzy podnoszące zapisy o składkach na kontach w ZUS.

Pierwsza waloryzacja dotyczy zapisów na indywidualnych kontach ubezpieczonych w ZUS. Rejestrowana jest tam od 1999 roku składka równa 12,22 proc. podstawy wymiaru składki (czyli najogólniej – płacy). Najpierw zapisano, że waloryzacja składek zależała w 25 proc. od stopy inflacji oraz w 75 proc. od nominalnej zmiany sumy zbieranych przez ZUS składek emerytalnych. Ta zasada oznaczała, że waloryzacja mogła być dodatnia albo mogło jej nie być, np. gdyby kwota składek zmalała z roku na rok. Co więcej, waloryzacja mogłaby być również ujemna. Jeśli inflacja sięgnęłaby 2 proc., a suma składek spadłaby o 1 proc., to waloryzacja mimo inflacji spowodowałaby nominalny ubytek w zapisach na koncie w ZUS.

Składki nigdy nie zostały indeksowane według tej zasady, bo gdy po kryzysie 2001–2002 okazało się, że waloryzacja musiałaby być ujemna, politycy zmienili jej model. Po pierwsze zastąpiono kombinację 25 proc. wskaźnika inflacji i 75 proc. wskaźnika wzrostu nominalnej sumy składek przez drugi z tych wskaźników z wagą 100 proc. Po drugie zapisano, że w wyniku waloryzacji stan konta nie może ulec obniżeniu, a waloryzacja składek nie może być niższa od inflacji. W ten sposób zerwano w pierwszym filarze bezpośredni związek między makroekonomicznymi strumieniami wpłat i wypłat składek.

Ekonomiści skupieni w Komitecie Obywatelskim ds. Bezpieczeństwa Emerytalnego (KOBE) zwracali uwagę na – jak to nazywają – „szampańskie" waloryzacje składek z lat 2007–2009. Zwiększyły one zobowiązania ZUS o 40,7 proc., podczas gdy wzrost funduszu płac w tym czasie wyniósł 35 proc., a wzrost nominalnego PKB 26,7 proc.

Druga waloryzacja dotyczy zapisów na drugim koncie z ZUS, czyli na tzw. subkoncie. Wprowadzono je w 2011 roku, gdy po raz pierwszy rząd Donalda Tuska ograniczył składkę przekazywaną do OFE. Najpierw 5 proc. składki, w zeszłym roku 4,5 proc., a od tego roku niespełna 4,4 proc. zapisywanych jest na subkoncie każdego ubezpieczonego. Tu też obowiązuje zasada, że stan konta nie może ulec obniżeniu. A wskaźnik waloryzacji jest równy średniorocznej dynamice wartości PKB w cenach bieżących przez ostatnie pięć lat poprzedzających indeksację. Ponieważ na tym subkoncie będą również zapisywane pieniądze, jakie OFE będą przekazywały do ZUS w ramach tzw. suwaka bezpieczeństwa (wynik ostatnich zmian), to jego wartość będzie wyraźniej rosła w ostatnich 10 latach przed emeryturą.

Jest i trzecia waloryzacja w I filarze. Dotyczy osób przechodzących na emeryturę. To indeksacja kwartalna, dla tych, którzy kończą karierę zawodową w trakcie danego roku kalendarzowego. Jej mechanizm jest skomplikowany.

W ramach waloryzacji kwartalnej osobno indeksuje się „nowe" składki dopisywane na koncie ubezpieczonego po ostatniej rocznej waloryzacji. I osobno wszystkie zapisane na koncie indywidualnym składki w ZUS z całej kariery zawodowej.

No i oczywiście waloryzacja nie może obniżyć stanu konta. Rząd w niedawnej dyskusji używał określenia „stopa zwrotu" w ZUS. Pokazywał, że emerytury z I filaru są równie „opłacalne" jak te z OFE. Warto pamiętać, że stopa zwrotu w I filarze emerytalnym mocniej zależy od korekt w prawie niż od kondycji ekonomicznej kraju. Może być dowolnie wysoka albo niska w zależności od przyjętych metod indeksacji.

Do stycznia rząd był głuchy na argumenty ekonomistów, że waloryzacje świadczeń i składek to poważne przyczyny dziury w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz zaczął mówić o konieczności zmian indeksacji dopiero kilka dni po tym, jak prezydent podpisał ustawę o OFE.

Co prawda, szef resortu powołuje się na względy społeczne, a nie ekonomiczne i jego propozycje dotyczą waloryzacji świadczeń, a nie zapisów na kontach w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych, jego wypowiedzi jednak pokazują, jak bardzo system repartycyjny (czyli I filar emerytalny – ZUS) został upolityczniony.

Pozostało 89% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację