Ogłaszając w końcu sierpnia ubiegłego roku swe odejście, Ballmer zaskoczył nie tylko rynek, ale – jak się wydaje z perspektywy czasu – także władze firmy. Początkowo powszechne były opinie, że karty są poukładane i znalezienie nowego szefa nie będzie trudne. Dziś wiemy, że nie jest to takie proste.
Medialne pewniaki, takie jak Alan Mulally, prezes Forda czy Steve Mollenkopf, były dyrektor operacyjny, a od grudnia 2013 roku szef Qualcomm, wykruszają się, więc pojawiają się nowe kandydatury. Najnowszy mocny typ to Hans Vestberg, prezes szwedzkiego Ericssona. Ta kandydatura wydaje się być o tyle prawdopodobna, że Vestberg – przynajmniej jak na razie – nie zdementował informacji.
Poszukiwania następcy Steve'a Ballmera i wybór Steve'a Mollenkopfa na szefa Qualcomm pokazują, jak ważne jest „wychowanie" przez firmę sukcesora. Co prawda, według przecieków, jest mocnych trzech wewnętrznych kandydatów na szefa Microsoftu, ale jak na razie żaden z nich nie pojawił się na czele medialnej listy pewniaków.
Ktokolwiek zostanie prezesem producenta systemu operacyjnego Windows i pakietu Office, będzie musiał zmierzyć się z olbrzymimi wyzwaniami wewnętrznymi i zewnętrznymi. Najważniejsze to poprawienie pozycji firmy z Redmond na rynku smartfonów i tabletów, rozwiązanie problemów związanych z Windows 8 i 8.1, umiejętne rozegranie bitwy z Google toczonej na rynku usług w chmurze obliczeniowej i wreszcie dokończenie zapoczątkowanej w lipcu 2013 roku reorganizacji koncernu.
Rynek – ten rozumiany jako klienci firmy, jak i ten giełdowy – na razie spokojnie nasłuchuje informacji i plotek o postępach w wyborze szefa Microsoftu. Wie już bowiem, że wybór jest trudny, a miejsca na pomyłkę nie ma.