Wszystkie te problemy wynikały ze złego planowania i braku pomysłu na wykorzystanie stadionu już na etapie planowania. Wystarczyłyby np. niewielkie (i niedrogie, przy skali inwestycji) modyfikacje projektu, aby zdecydowanie poprawić akustykę obiektu. Dziś na takie poprawki zarządzającego nie stać. Władze spółki (poprzednie i obecne) nie załamały jednak rąk i mimo ograniczeń stadion zaczyna na siebie zarabiać – czyli jest sukces. Żeby tak było, zimą zamarza, latem staje się akwenem do uprawiania windsurfingu, a pomiędzy może być centrum konferencyjnym czy domem weselnym. Komuś może się to nie podobać, ale najważniejsze, że działa.
Choć na pierwszy rzut oka tego nie widać, inwestycji podobnych do Stadionu Narodowego mamy w Polsce... setki. Źle zaplanowanych, nie do końca przemyślanych, prowadzonych pod presją czasu, po to, żeby przypodobać się wyborcom, albo dlatego, że są do wydania pieniądze unijne. Za pasem wybory samorządowe, można się więc spodziewać kolejnego wysypu obietnic inwestycyjnych – basenów, aquaparków, hal widowiskowo-sportowych. I w ciemno założyć, że większość będzie świeciła pustkami i stale przynosiła straty.
Chyba że ich włodarze, zamiast zadowolić się wydaniem pieniędzy i zakończeniem inwestycji, wyciągną wnioski z doświadczeń Narodowego. Nie chodzi oczywiście o to, by każdy basen zmieniać w lodowisko, a halę w Zatokę Gdańską. Mogą wystarczyć większy parking, dobra knajpka, no ?i atrakcyjna oferta z bogatym kalendarzem imprez, dobrze dopasowana do oczekiwań lokalnej społeczności. Nieszablonowe, ale efektywne zarządzanie. Byłoby dobrze, gdyby sukces Stadionu Narodowego udało się powtórzyć w każdym polskim mieście.