Jako nowa przewodnicząca Rady Głównej jestem spokojna o przyszłość Lewiatana, bo to będzie mądra kontynuacja.
W 1998 r. pozycja prywatnych przedsiębiorców w Polsce była z dzisiejszego punktu widzenia dramatyczna. Dominował sektor państwowy, miał wpływ na tworzenie prawa gospodarczego. Prywatnemu tego brakowało. Byłam wtedy prezeską Polskiej Rady Biznesu, która, choć gromadziła doświadczonych menedżerów i przedsiębiorców, nie miała możliwości wpływania na rząd i parlament. To było stowarzyszenie, a biznes potrzebował organizacji pracodawców z jej kompetencjami.
Dlatego na przełomie 1998/1999 r. na podstawie ustawy o organizacjach pracodawców stworzyliśmy Polską Konfederację Pracodawców Prywatnych. Chcieliśmy podkreślić rolę sektora prywatnego, zaniedbanego przez rządzących. Nazwa Lewiatan, nawiązująca do przedwojennej organizacji zbudowanej przez Andrzeja Wierzbickiego, przyszła później.
Konfederację Lewiatan stworzyłam wraz z polskimi przedsiębiorcami od podstaw. Budowaliśmy organizację, która od początku była nie tylko głosem biznesu. Wypowiadaliśmy się, i robimy to do dziś, także w sprawach dialogu społecznego, kultury, praworządności, wartości demokratycznych czy integracji europejskiej. Stąd mój emocjonalny stosunek do Lewiatana.
W każdej firmie sukcesja to bolesna zmiana, nawet jeśli się ją dobrze zaplanuje, zna organizację i ludzi. Przeprowadzałam restrukturyzację firm jako menedżer lub doradca z zewnątrz i zawsze towarzyszyły temu trudne decyzje. Zmiany kadrowe w firmach o ugruntowanej pozycji dotykają ich mocniej, niż się wydaje. Firma to bowiem przede wszystkim ludzie, a nie struktura i stanowiska. Kiedy dwa lata temu zapowiedziałam zmianę szefostwa i sukcesję, wielu w to wątpiło. Szybko jednak przekonali się, że nie żartowałam.