Czasu jest niewiele. Jak przekonuje rząd, zaniechanie działań restrukturyzacyjnych doprowadzi do upadku Kompanii Węglowej (KW) w ciągu zaledwie jednego miesiąca. Na nic więc się zdały ubiegłoroczne wysiłki rządu i upór, by za wszelką cenę ratować wszystkie kopalnie i ocalić przed utratą pracy całą brać górniczą. Cała para poszła w gwizdek, bo i tak stało się to, co się miało stać – trwale nierentowne kopalnie zostaną zamknięte.
Okazuje się, że w najgorszych zakładach KW w 2014 r. strata na sprzedaży węgla sięgała od 3,15 do 14,23 zł na gigadżul energii zawartej w każdej tonie węgla. Niektóre kopalnie od lat nie przynosiły zysków. Nie wiem, czy istnieje inna branża, w której władze z uporem prowadzą działalność w obszarach przynoszących straty, bez ryzyka oskarżenia o działanie na szkodę spółki.
Kompania już nieraz znajdowała się pod ścianą. Do tej pory pomagały jednak zastrzyki gotówki – czy to w postaci 1,5 mld zł od Jastrzębskiej Spółki Węglowej za przejęcie kopalni Knurów-Szczygłowice, czy w formie przedpłat za węgiel płaconych przez spółki energetyczne.
Teraz, gdy wyczerpały się możliwości dofinansowania działalności KW, przyszedł czas na odważne decyzje. Choć oczywiście samo zamknięcie czterech nierentownych zakładów problemu nie rozwiąże.
Na papierze plan restrukturyzacji KW wygląda naprawdę dobrze. Dzięki odcięciu najsłabszych ogniw roczna strata KW na sprzedaży węgla zmniejszy się z 1,15 mld zł do 255 mln zł. Natomiast roczne wydobycie w spółce skurczy się z 28,8 mln ton do 22,3 mln ton. Nawet 6 tys. z 10,5 tys. pracowników likwidowanych kopalń ma znaleźć zatrudnienie w innych zakładach.