Nastrój na pokładzie

Katastrofa Germanwings w Alpach zmusiła do zastanowienia wielu pasażerów linii lotniczych, czy rzeczywiście muszą latać.

Publikacja: 06.04.2015 15:06

Nastrój na pokładzie

Foto: Fotorzepa, Michał Walczak Michał Walczak

W dniach po katastrofie w poczekalniach na lotniskach stacje telewizyjne podawały najdrobniejsze szczegóły tragedii, a ludzie którzy za chwilę mieli wsiąść do samolotu nie mieli innego wyjścia, jak patrzeć na symulację katastrofy, szczątki rozbitej maszyny, poszukiwanie ciał.

— Czy muszą to bez przerwy pokazywać denerwowali się Niemcy w USA. Przecież to była nasza katastrofa - mówili.

Poruszające były szczególnie Wypowiedzi pracowników Germanwings, że boją się latać i chyba już nie polecą. Kilku z nich dotrzymało słowa.

Mało komu przychodziło do głowy, żeby popatrzeć w inną stronę, bo monitor telewizora działał jak magnes. W pierwszych dniach po katastrofie jeszcze nie było wiadomo, czy to zawiodła maszyna, czy człowiek. Każdy z nas na lotnisku w hali odlotów zaszokowany zastanawiał się, czy to tak naprawdę ma jakiekolwiek znaczenie. Prezes Lufthansy, Carsten Spohr porzucił swoją twardą postawę postrzeganą czasami za arogancję i sam mówił, że jest w szoku. Reporterzy uważali, że to za mało. Bo powinien odpowiedzieć na każde ich pytanie. Pasażerowie szukali jakiegoś punktu odniesienia, co będzie dalej. Dotychczas takim punktem odniesienia w Europie była właśnie Lufthansa, a nie statystyki, które nadal mówią, że samolot pozostaje nadal najbardziej bezpiecznym środkiem lokomocji.

Na pokładzie samolotów w nielicznych wolnych chwilach personel pokładowy zbierał się w przejściach, a dyskusja miała tylko jeden temat. I stewardesy milkły natychmiast, kiedy zbliżał się któryś z pasażerów. Bo wyraźnie pracodawcy polecili, żeby nie wdawali się w dywagacje, tylko po prostu latali. Ale jeśli wcześniej słyszało się słowo Germanwings, to wiadomo o czym rozmawiali.

Potem niektórzy kapitanowie przyjęli inną strategię. Kapitan Frank Woiton, który zresztą jak przyznał sam wcześniej latał z Lubitzem , jako pierwszy poleciał samolotem Germanwings na trasie z Barcelony do Duasseldorfu po katastrofie.

– Widziałem, że ludzie są zdenerwowani, tak samo zresztą jak i moja załoga. Widać było to po ich twarzach Uściskałem więc każdego wsiadającego pasażera – wspomina.

Potem jeszcze przywitał ich osobiście na pokładzie po raz drugi i to nie z kokpitu, ale z kabiny pasażerskiej. Chciał, żeby wszyscy widzieli, jak do nich mówi.

— Zawiozę was z Barcelony do Duesseldrofu, a potem kolejnych pasażerów z Duesseldorfu do Barcelony i uwierzcie, że bardzo chcę dzisiaj wieczorem usiąść z rodziną do kolacji. Zapamiętajcie jedno, w kokpicie nie siedzi maszyna, tylko człowiek – mówił.

Dodał, że latał z Lubitzem, który zwierzył mu się z planów, że chciałby awansować na kapitana polecieć dużą maszyną. Dobrze, że nie poleciał.

Inny kapitan Germanwingsa pilotujący maszynę lecącą z Hamburga do Kolonii zapewnił, że dzisiaj wszyscy wrócą bezpiecznie do swoich rodzin.

—Moja załoga wcale nie musiała dzisiaj tutaj być, zgodzili się na ten lot dobrowolnie, chociaż czujemy się fatalnie - tłumaczył.

- Tak załoga jak i ja mamy rodziny i wszyscy się z nimi spotkamy wieczorem - zapewniał.

W kabinie pasażerskiej zapanowała całkowite cisza. A potem brawa. Sytuacja rozładowała się na tyle, na ile to było możliwe.

Kapitan Antoni Kowalski, który pilotował LOT-owskiego Embraera na trasie z Frankfurtu do Warszawy wybrał inną praktykę. Wsiadaliśmy także prosto z poczekalni z zapamiętanym obrazem francuskich śledczych w Alpach. Kapitan przywitał się i zamiast włączyć się dopiero przed lądowaniem w Warszawie powiedział po kilkunastu minutach lotu:

— Proszę państwa, proszę spojrzeć przez okno po lewej stronie samolotu, ale po prawej zresztą widać to samo: niebieściutkie niebo, poszarpane chmurki. To piękny widok, dla którego zawsze cieszę się, że wybrałem ten zawód i od 20 lat jestem kapitanem samolotów. W Warszawie też jest pięknie, a przed sobą mamy słoneczny weekend – powiedział, by za chwilę powtórzyć to samo, po angielsku.

Amerykanka, która siedziała obok mnie i która przed startem zestresowana wpatrywała się w lotniskowy monitor uśmiechnęła się. Atmosfera w samolocie wyraźnie złagodniała. Już wiadomo było co to znaczy kapitan. Mimo, że w Warszawie akurat zaczął padać deszcz.

W dniach po katastrofie w poczekalniach na lotniskach stacje telewizyjne podawały najdrobniejsze szczegóły tragedii, a ludzie którzy za chwilę mieli wsiąść do samolotu nie mieli innego wyjścia, jak patrzeć na symulację katastrofy, szczątki rozbitej maszyny, poszukiwanie ciał.

— Czy muszą to bez przerwy pokazywać denerwowali się Niemcy w USA. Przecież to była nasza katastrofa - mówili.

Pozostało 91% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację