Tym bardziej że wszyscy dokładnie wiemy, jak w ostatnich miesiącach rząd osiągał dobre wyniki – przez odebranie OFE połowy kapitałów. Wierzę w to, że na koniec roku spełnimy wszelkie wymogi Brukseli, ale nie będzie to oznaczać, że nasze finanse publiczne są w świetnym stanie.

Od lat mówi się o przeglądzie wydatków sztywnych, które determinują trzy czwarte wydatków państwa, a których gros stanowią wydatki socjalne. Nawet sporo bogatsi od nas Niemcy mocno ograniczyli socjal. My jednak nadal udajemy, że wszystko jest w porządku. Gdyby jeszcze te pieniądze były sensownie lokowane i zapewniały opiekę, jakiej oczekujemy. Niestety, służba zdrowia jest niewydolna, system oświaty kuleje, a zasiłki wspierają niekoniecznie tych, którzy ich naprawdę potrzebują.

Przegląd jest więc pilny. Wszyscy jednak wiemy, że wiąże się z rewolucją i zastępami niezadowolonych urzędników, a pewnie i obywateli. Zachowawczy politycy mający w niedalekiej perspektywie wybory nawet nie kiwną palcem. Myślą politycznie, nie gospodarczo. Nigdy nie będzie ich stać na taki plan dla Polski, który uwzględniałby długofalowy rozwój. W ciągu najbliższych miesięcy nic się nie wydarzy, raczej należy się liczyć z tym, że rząd jeszcze bardziej otworzy kiesę i sypnie groszem.

Wybory dadzą jednak możliwość zagłosowania na ludzi, którzy nie będą się bali niepopularnych decyzji. Przerzucenie choćby części wydatków socjalnych na inwestycyjne może spowodować, że staniemy się państwem mniej opiekuńczym, ale jeśli inwestycje ruszą, pojawią się nowe, dobrze płatne miejsca pracy, a Polacy sami sobie będą w stanie taką opiekę, i to na wyższym poziomie, zafundować.