Były pomyślane jako rewelacyjny i niezawodny sposób dostarczania Krajowemu Funduszowi Drogowemu środków na budowę autostrad i tras szybkiego ruchu. Pod koniec funkcjonowania winietowego systemu ponad 90 proc. przychodów szło na jego utrzymanie i rekompensaty dla prywatnych zarządców autostrad. Pomysł – prosty i pozornie dobry – przerodził się jednak we własną, zbiurokratyzowaną karykaturę.
Czy była to wina urzędników, efekt fatalnego zarządzania, niedbałości? Nie. Po prostu immanentną cechą większości programów opartych na dopłatach i rekompensatach jest ich mała wydolność. Ustawa, która w założeniu ma rozwiązywać problemy, tworzy zarazem pułapki paraliżujące jej skuteczność. Coś jak mityczny Uroboros – wąż pożerający własny ogon.