Reklama

Nie angielski, a chęć szczera...

Mamy nowe, wspaniałe źródło promocji kraju. Do niedawna to Australia reklamowała się jako kraj, który oferuje najatrakcyjniejsze posady świata – dokarmiaczy żółwi czy testerów desek surfingowych na rajskich wyspach otoczonych rafą koralową.

Aktualizacja: 20.09.2015 22:20 Publikacja: 20.09.2015 21:00

Nie angielski, a chęć szczera...

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Zdecydowanie przebiła te oferty Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych – przynajmniej, jeśli chodzi o stosunek kwalifikacji do odpowiedzialności i zarobków.

Rada nadzorcza tejże PAIiIZ rozpisała konkurs na członków zarządu. To – dodajmy – osoby, którym powierza się sporą odpowiedzialność. Jak sama nazwa agencji mówi, ich zadaniem jest pozyskiwanie inwestorów zagranicznych – co stanowi jedną z kluczowych spraw dla rozwoju gospodarczego Polski w ogóle. Jak przystało na dużą odpowiedzialność, pensje też nie są niskie, bo prawdopodobnie w okolicach 20 tys. zł.

Jakież to wymagania postawiono osobom mającym pełnić tak ważne funkcje? Wyższe wykształcenie (jakiekolwiek), pięć lat stażu pracy (gdziekolwiek). A co z językami? Angielski będzie „dodatkowym atutem". Uwzględniając fakt, że w czasach walki o studenta niektóre prywatne uczelnie dają dyplomy osobom bez matury, to w gruncie rzeczy w zarządzie PAIiIZ może zasiadać niemal każdy.

To naprawdę – w tych ciężkich czasach – wyjątkowa posada, bo zajrzyjmy choćby do pierwszych z brzegu ogłoszeń o pracę. Jakie trzeba spełnić wymagania, by zostać asystentem w dziale audytu jednej z dużych firm? Dobre wyniki na studiach, koniecznie ekonomicznych, perfekcyjny angielski w mowie i piśmie. Jakie wymogi musi spełniać sekretarka w jednej z agencji marketingowych? Znać biegle angielski i móc to potwierdzić certyfikatem, a do tego najlepiej znać też trzeci język. Można się domyślać, że na obydwu stanowiskach pensje oscylują w okolicach średniej, może są trochę od niej wyższe.

Czyż to nie wspaniałe, że rada nadzorcza PAIiIZ oferuje najwyższe stanowiska w jednej z kluczowych instytucji osobom niespełniającym nawet takich wymagań, jakie stawia się kelnerkom w każdej restauracji na warszawskiej Starówce (bo one muszą sprawnie komunikować się w języku angielskim)? Ciekaw byłem, co na ten temat sądzi nadzorujący tę Agencję wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński. Okazało się, że – zapewne z wrodzonej skromności – premier się zdumiał, gdy dowiedział się o sprawie. A potem, wbrew publicznym zapowiedziom o tym, komu i co „przetrzepie", zostawił wszystko tak, jak jest. Zastosował więc taką taktykę rozwiązywania problemów, jaka obowiązuje w miłościwie nam panującej Radzie Ministrów, a mianowicie taktykę: „oj tam, oj tam".

Reklama
Reklama

Może więc przypomnijmy, kto dziś zasiada w radzie nadzorczej PAIiIZ i sklecił ofertę „najlepszej pracy świata". Są to Jan Klimek, Magdalena Kobos, Tomasz Kusio, Bogusław Pacek, Edyta Sochaczewska, Władysław Szymański i Józef Zalewski. Część tych osób jest zapewne dobrze wykształcona, z doktoratami, znająca języki i mająca za sobą lata doświadczeń (inna rzecz, czy to doświadczenia przydatne akurat w PAIiIZ). Tym bardziej zaskakuje więc fakt, że to właśnie ci ludzie ułożyli ten konkurs – imponujący zresztą pod jeszcze jednym względem. Zupełnie mizernym kryteriom naboru towarzyszą bowiem tony dokumentów, które kandydaci muszą przedstawiać w walce o te intratne posady. Zabrakło jedynie świadectw szczepień na tyfus i ospę, a przecież nowo powołani członkowie zarządu pewnie będą podróżować za granicę. Nawet powinni.

Mam w ogóle propozycję dla opisanej wyżej Rady. To racjonalizatorskie rozwiązanie, które uprości konkursy kadrowe w obrębie całej administracji! Zamiast mordować się z kryteriami, które pomogą wybrać tego „najodpowiedniejszego", wystarczy dodawać kryterium końcowe (może być drobnym drukiem): warunkiem koniecznym jest to, by kandydat nazywał się X i był urodzony tego i tego dnia. Wtedy nabór będzie prostszy i niepozostawiający złudzeń.

A na razie najlepsza praca czeka, choć w dzikim szale chętni się na nią nie rzucili, bo znalazło się ich raptem kilkunastu. Trochę tylko w tej całej sytuacji współczuję Sławkowi Majmanowi, szefowi PAIiIZ, którego znam lat kilkadziesiąt i który biegle włada kilkoma językami. Plotka głosi, że ostatnio nawet, zmuszony sytuacją, nauczył się... chińskiego. Współczuję mu tego, że będzie musiał robić za tłumacza dla nowych członków zarządu kierowanej przez siebie instytucji.

Opinie Ekonomiczne
Hubert Janiszewski: Jak naprawić ustawę o kryptoaktywach
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Wróżenie z oparów ropy
Opinie Ekonomiczne
Prof. Sławiński: Banki centralne to nie GOPR ratujący instytucje, które za nic mają ryzyko systemowe
Opinie Ekonomiczne
Prof. Kołodko: Polak potrafi
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Europa staje się najbezpieczniejszym cmentarzem innowacji
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama