Rz: Przyciągnęliśmy inwestycję Daimlera, ale Jaguar wolał Słowację. Czemu nie wygrywamy wyścigu o fabryki aut skoro tak skutecznie zachęcamy producentów części i komponentów?
Trzeba spojrzeć okiem producentów. Właśnie robiliśmy podsumowanie 20-lecia naszej inwestycji w Gliwicach. Teraz rynek jest znacznie bardziej konkurencyjny, wymagania koncernów są więc wyższe. Dlatego ważną rolę odgrywają zachęty inwestycyjne, które czasami powodują, że taka inwestycja jest dla danego kraju w pierwszych latach funkcjonowania na styku opłacalności. Jest jeszcze wiele czynników, na które zwraca się uwagę: to jakość infrastruktury, stabilność finansowa kraju, w którym się inwestuje, stabilność gospodarcza i polityczna. Chodzi o to, by raz ustalone zasady nie były zmieniane, bo inwestorzy planują w perspektywie kilkunastu, kilkudziesięciu lat. Ważną wartością dla producentów jest spokój społeczny. W każdym razie Polska nie różni się pod tym względem od innych krajów: jedną inwestycję przegrywamy, inną wygrywamy, bo o wyborze konkretnego miejsca decyduje bardzo wiele elementów.
Inwestorzy sygnalizują kłopoty ze znalezieniem pracowników, rosną nam koszty pracy. Czym będziemy konkurować o inwestycje za kilka lat?
Nie możemy przysnąć, bazowanie na tańszej sile roboczej to nie jest droga do zwiększania konkurencyjności. Trzeba inwestować w rozwój i nowoczesne technologie. Naszym atutem jest fakt, że fabryki powstałe w ostatnich latach działają w najnowszym systemie zarządzania, więc zapewniają bardzo wysoką efektywność. Ale musimy podążać za światem, wprowadzać automatyzację, obniżać koszty.
Fabryka Opla w Gliwicach ma 20 lat. Gdyby teraz GM szukał miejsca pod zakład, czy mielibyśmy szanse?