Rz: Właśnie podpisał pan dokumenty o przejęciu 49 proc. udziałów w estońskim Jet Regional i współpracy z narodowym przewoźnikiem tego kraju linią Nordica. Jakie konkretne korzyści będzie miał z tego LOT?
Rafał Milczarski: Najbardziej widoczny powinien być wzrost liczby pasażerów, w tym pasażerów przesiadających się na nasze rejsy w Warszawie. W sumie rocznie zyskamy nawet 300–400 tysięcy dodatkowych klientów. Będziemy też mieli do dyspozycji dwa, a w przyszłym roku co najmniej trzy dodatkowe samoloty regionalne. Dzięki temu zwiększymy częstotliwość niektórych rejsów – np. do Tallinna czy Wilna, a także otworzymy zupełnie nowe połączenia. Wykorzystanie samolotów Nordiki oznacza dla nas większą efektywność. Widać to na przykładzie wieczornego rejsu do Sztokholmu. Dzisiaj nasz samolot i załogi zostają tam na noc, co kosztuje, a Szwecja tanim krajem nie jest. Od 19 listopada samolot po rejsie Warszawa – Sztokholm wykona jeszcze rejs Sztokholm – Tallinn, dzięki czemu i estońska załoga, i samolot spędzą noc w swojej bazie, co jest tańsze i efektywniejsze.
Myśli pan o następnych rynkach i liniach, z którymi mógłby pan tak współpracować?
Jak najbardziej. Oczywiście zależy to od potencjalnych partnerów funkcjonujących na każdym z tych rynków. W Estonii pojawiła się możliwość współpracy i możemy liczyć na konkretne korzyści. I tak: mogę sobie wyobrazić podobną współpracę z co najmniej kilkoma przewoźnikami Europy Środkowej i Wschodniej. Pytanie jednak, czy myślą oni tak samo jak my i czy są w stanie unieść taki projekt. Niestety, nasz region nie był przygotowany na wprowadzenie „Wspólnego Nieba" i od początku był narażony na agresywną konkurencję. Efektem były bankructwa i tanie przejęcia w branży lotniczej. Na szczęście wszystko wskazuje na to, że to już przeszłość.
LOT zapowiada na ten rok zysk operacyjny na poziomie 150–200 mln złotych. Czy nie jest on zagrożony?