Po lekarzach, którzy żądają podwyżek za dłuższą pracę, i pielęgniarkach, które również domagają się lepszych pensji, zbuntowali się ratownicy medyczni. Jeszcze w tym tygodniu mają zdecydować o ewentualnym strajku. – Szpital jest całością i dyrektor powinien o tym pamiętać, negocjując podwyżki z jedną grupą zawodową. To na nim spoczywa odpowiedzialność za działanie całej placówki – uważa minister zdrowia Ewa Kopacz.

Opinię publiczną zelektryzowała wczoraj sytuacja w Specjalistycznym Szpitalu Wojewódzkim w Suwałkach. Przy 40-milionowym kontrakcie z NFZ ma 38 mln długu. Lekarze zażądali 800 zł podwyżki. Dyrektor Dariusz Górski zaproponował, by zamknąć placówkę na trzy miesiące. Już w tej chwili odwołano planowe zabiegi, szpital przyjmuje tylko tych chorych, których zdrowie jest zagrożone.

Marek Olbryś, wicemarszałek województwa podlaskiego odpowiedzialny za służbę zdrowia, mówi, że pracę szpitala paraliżują żądania anestezjologów, bez których nie można przeprowadzić żadnej operacji. – Sfinansowanie podwyżek oznaczałoby, że 80 proc. budżetu musiałoby być przeznaczone na wynagrodzenia. To niemożliwe – mówi Olbryś.

Obecnie w Suwałkach działają trzy szpitale, oprócz wojewódzkiego, także psychiatryczny i rehabilitacyjny. – Niewykluczone, że jedynym wyjściem, dzięki któremu Suwałki będą miały wielospecjalistyczny szpital, będzie połączenie wszystkich istniejących placówek medycznych – zdradza „Rz” Olbryś.