Rodzice 3,5-letniej Alinki wczoraj poznali wyniki badań. – Pozytywne, czyli zarażenie wirusem A/H1N1 – mówi „Rz” Wioleta, mama dziewczynki. Razem z dzieckiem spędziła prawie dwa tygodnie w Samodzielnym Publicznym Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Warszawie, choć miały zostać tam tylko na serię badań.
– Gdy przyjechaliśmy, umiejscowiono nas na oddziale neurologicznym, gdzie jedno z dzieci leżało chore na zapalenie płuc – opowiada matka. – W nocy przywieziono drugie z tą samą chorobą.
Po kilku dniach okazało się, że chory chłopiec z tej sali był zarażony świńską grypą. A Alinka zaczęła gorączkować i miała katar. Jej mama usłyszała od lekarzy, że prawdopodobnie się zaraziła, i że im przykro.
Dziewczynce od razu podano przeciwwirusowy lek tamiflu i pobrano wymazy. Na wyniki trzeba było czekać kilka dni. Oddział został zamknięty. – Pielęgniarka kazała nosić maseczki rodzicom, którzy na tej sali byli z dziećmi – opowiada matka. – Następnego dnia powiedziano, że tego nie musimy robić.
Według relacji rodziców personel także nie miał obowiązku używania masek. – A pojawiali się tam ludzie z innych oddziałów. Przecież mogli zarazić dzieci, które są np. osłabione – zaznacza matka Alinki.