Dzięki książkowej rybie Babel każdy rozumiał wszystko, co mówili inni, a to szybko doprowadziło do krwawej wojny. W prawdziwym świecie było odwrotnie – to wojna doprowadziła do prób stworzenia maszyn tłumaczących „z obcego na nasze”. Zimna wojna. Już w połowie lat 50. testowano technikę maszynowego tłumaczenia tekstu. W Londynie usiłowano np. tłumaczyć z angielskiego na francuski. Amerykański eksperyment Georgetown (w roku 1954) polegał na translacji kilkudziesięciu zdań z rosyjskiego na angielski. Komputer IBM posługiwał się słownikiem 250 słów (głównie chemia organiczna) i sześcioma zasadami gramatycznymi. Efekty były niezłe i pomysłodawcy ogłosili, że w ciągu trzech – pięciu lat problem tłumaczenia z języków obcych zostanie rozwiązany. Rządowy raport z postępów prac sporządzony ponad dziesięć lat później był jak kubeł zimnej wody – nie udało się, a fundusze zostały zmarnowane.
Mniej więcej wtedy powstała firma Systran tworząca oprogramowanie tłumaczące. Z pomocą tych narzędzi amerykański Wydział Obcych Technologii USAF tłumaczył m.in. naukowe i techniczne dokumenty zdobyte od Rosjan. Dziś korzysta z tej technologii m.in. Yahoo! Babel Fish czy program tłumaczący wbudowany w system Apple Mac OS X. Używał go też Google, dopóki nie uzyskał dostępu do tłumaczonych przez ludzi dokumentów Organizacji Narodów Zjednoczonych, które pozwoliły firmie na opracowanie własnej ogromnej bazy danych.
Zainteresowanie wojska technologiami rozpoznawania mowy i automatycznego tłumaczenia jednak wcale nie zanikło. Potrzeba wyposażenia amerykańskich żołnierzy w urządzenia pozwalające zrozumieć, co do nich mówią miejscowi, pojawiła się w momencie inwazji w Afganistanie. Taki sprzęt, o nazwie Phraselator, został przetestowany już w 2001 roku. Służy przede wszystkim do translacji konkretnych fraz na angielski. Dokładność rozpoznawania mowy wynosi ok. 70 proc. Amerykanie wykorzystują to urządzenie zresztą również w akcjach pokojowych – do ratowania ofiar tsunami, na Haiti, w ośrodkach wychowawczych, a nawet do ratowania ginących języków Indian.
Na podstawie tej samej technologii opracowano specjalny wojskowy system tłumaczący między angielskim i arabskim. IraqComm umożliwia prawie normalną rozmowę, zna kilkadziesiąt tysięcy zwrotów. Najlepiej jednak sprawdza się nie w pogaduszkach, ale w rozmowach (i przesłuchaniach) dotyczących wojny, medycyny i bezpieczeństwa. Nie jest to zestaw kieszonkowy (Phraselator wygląda jak wzmocniony elektroniczny notatnik) – IraqComm wymaga całej walizki i komputera.
[srodtytul]Między słowami[/srodtytul]
Dlaczego opracowanie działającego systemu tłumaczenia mowy jest tak trudne, znacznie trudniejsze niż tłumaczenie słowa pisanego? Wystarczy posłuchać: ludzie rzadko używają eleganckich, doskonałych składniowo zdań. Powtarzają niektóre wyrazy, dodają „eee”, „yyyy”, nie kończą myśli. Do tego w tle trzaskają drzwi, szczeka pies albo sześć innych osób rozmawia między sobą. Żeby było trudniej (komputerowi), słowa mogą mieć różne znaczenia w zależności od kontekstu i nie ma znaków interpunkcyjnych.