Idea OnLive jest bardzo prosta. Zamiast uruchamiać gry wideo na konsoli lub komputerze, działają one na internetowych serwerach. Do telewizora (lub na ekran komputera) przesyłany jest obraz i dźwięk. Dzięki temu nawet najbardziej wymagające graficznie gry „chodzą” na skromnym sprzęcie.
Twórcy OnLive prezentujący swój pomysł przed rokiem zapowiadali nawet, że grać będzie można całkiem bez komputera — przy pomocy prostej przystawki do telewizora. Do zabawy potrzebne jest jednak solidne łącze internetowe — od ok. 1,5 do 5 Mbps. Taka przepustowość jest niezbędna do przesyłania wszystkich informacji z serwerów gier do końcowego odbiorcy.
Przez ostatni rok o OnLive, który miał zagrozić konsolom Sony, Microsoftu i Nintendo, było jednak cicho. Jednak szefowie firmy poinformowali właśnie, że 17 czerwca podczas targów elektronicznej rozrywki E3 w Los Angeles zamierzają rozpocząć sprzedaż nowych usług.
- OnLive przerywa konsolowy cykl. Nie potrzeba coraz to nowego sprzętu — zapowiedział założyciel i szef firmy Steve Perlman. — Następuje właśnie wielka zmiana od pobrania (gry) i używania jej później, do pobrania i używania jej natychmiast.
- Chcemy zabrać dolary z wydatków na sprzęt i przeznaczyć je na oprogramowanie — mówił Mike McGarvey z OnLive. — Jesteśmy całkiem nową platformą, tworzymy infrastrukturę sieciową, która ma działać z grami przez następnych 30 lat, a nie tylko przez pięć. To dla użytkowników szansa zabawy nowymi grami bez wydawania setek dolarów na nowy komputer.