Przed drugą wojną światową nikt się nie przejmował ochroną środowiska. Tereny, na których znajdowały się zakłady przemysłowe, często są dziś skażone, choć po fabrykach nie ma już żadnego śladu.
– Deweloper, zanim kupi ziemię pod inwestycję, sprawdza, czy wszystko jest z nią w porządku. Jeżeli istnieje ryzyko skażenia, bada jej skład chemiczny – mówi Konrad Płochocki, dyrektor generalny Polskiego Związku Firm Deweloperskich (PZFD). – Nie jest w stanie jednak przewidzieć wszystkiego. Wiele niespodzianek potrafi się pojawić dopiero w trakcie budowy.
Teren w rejestrze
– Kiedy nasza firma kupiła działkę przy ul. Obozowej w Warszawie, na jej terenie znajdował się stary budynek biurowy – mówi Katarzyna Kyrcz, dyrektor projektu i członek zarządu w spółce BPI Real Estate Poland. – Po jego rozbiórce i rozpoczęciu prac ziemnych okazało się, że głęboko w gruncie znajdują się zanieczyszczenia. Ich źródło najprawdopodobniej sięga czasów sprzed drugiej wojny światowej, kiedy Wola była terenem silnie uprzemysłowionym – tłumaczy.
To niejedyny przypadek skażenia gruntu. Jest ich znacznie więcej. Takie ziemie znajdziemy w całej Polsce. Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska (GDOŚ) prowadzi rejestr historycznych zanieczyszczeń powierzchni. Zawiera on ok. 300 pozycji.
– Najwięcej tego rodzaju przypadków jest w województwie mazowieckim. To ok. 80 pozycji w rejestrze – mówi Monika Jakubiak-Rososzczuk z GDOŚ.