Deweloperzy są bowiem bardziej skłonni do rabatów niż sprzedawcy na rynku wtórnym. Niektóre firmy deweloperskie mówią, że średnio 30–40 proc. ich powakacyjnej sprzedaży stanowiły zakupy gotówkowiczów. Inne twierdzą, że nawet blisko połowa lokali przeszła w ostatnich tygodniach w ręce inwestorów, którzy nie posiłkują się w ogóle kredytem.

Coraz bardziej znaczącą grupę kupujących stanowią też klienci ze sporym wkładem własnym. Zwykle są to młode rodziny, które w ciągu kilku lat wyrosły ze swoich mieszkań, kupowanych w tanich osiedlach na obrzeżach miast. Teraz sprzedają stare lokum, aby przenieść się bliżej centrum, do większego mieszkania, o podwyższonym standardzie. Są to ci młodzi, którzy jeszcze przed hossą wzięli kredyt w złotych, trochę już spłacili, a wartość ich lokalu wzrosła w międzyczasie. Teraz go sprzedają.

Z inwestycją wstrzymują się natomiast osoby, które mają poniżej 35 lat, żadnego lokalu na własność, a chcieliby skorzystać z dopłat z budżetu państwa. Pośrednicy mówią, że jest grupa osób, która wie, w jakich limitach może szukać lokum, aby zakwalifikowało się do programu MdM w przyszłym roku, więc robią rekonesans, na co będą sobie mogły pozwolić.

Ale tylko na rynku pierwotnym i na obrzeżach miast ze względu na niskie limity. Ich wybór determinuje dopłata do kredytu – 20–60 tys. zł. Im jednak nie będzie już tak łatwo za kilka lat zamienić swoje pierwsze mieszkanie na lepsze, w innej części miasta.