Bez silnych marek nikt nie rozpoczyna komercjalizacji centrów handlowych. – Do negocjacji zapraszani są w pierwszej kolejności najwięksi operatorzy sektora spożywczego, branży RTV i AGD, dom i ogród, a także rozpoznawalne, sieciowe marki odzieżowe – wylicza Wojciech Cieślak, prezes The Blue Ocean Investment Group.
Jak dodają przedstawiciele CBRE, magnesem, który przyciągnie inne firmy, może się okazać również operator kina czy też klubu fitness.
– W każdym projekcie kluczowy najemca, czyli „kotwica", może być inny. Kiedyś najbardziej pożądany był hipermarket, ale teraz już jest inaczej. Np. w zarządzanym przez nas CH Jantar w Słupsku Real wypowiedział umowę przed terminem i musieliśmy szybko wynająć powierzchnię. Zastąpiliśmy więc Reala trzema mniejszymi sklepami – Intermarche, Decathlonem oraz Media Markt. I – mimo wcześniejszych obaw – wskaźniki odwiedzalności CH są dobre – opowiada Grzegorz Latała z Mayland RE. Dodaje, że zmniejsza się też rola sklepów z elektroniką i sprzętem AGD.
Jak jednak podkreślają przedstawiciele firmy Savills, „kotwica" nadal jest niezbędna dla obiektu handlowego. – Nie ma różnicy, czy budujemy nowoczesną galerię w dużym mieście czy też park handlowy w małej miejscowości. Obiekty bez „kotwic" lub z ich niewystarczającą liczbą pozostają w sferze planów, a ich powstanie jest oddalane w czasie. Ponadto trudno sobie wyobrazić, by w dużym centrum handlowym zabrakło marek Grupy LPP, Inditex, H&M czy C&A. Posiadanie takiej grupy najemców otwiera deweloperowi i agencji komercjalizującej obiekt drogę do rozmów z mniejszymi operatorami – zapewnia Maciej Mędrek, starszy konsultant z działu powierzchni handlowych w Savills.
Sklepy „kotwice" mogą w związku z tym wynegocjować bardzo atrakcyjne warunki finansowe najmu, w tym m.in. czasowe obniżki czynszów czy partycypację dewelopera w kosztach wykończenia powierzchni.