W Warszawie, jak mówi Edyta Krakowiak, ekspert Warszawskiej Giełdy Lokali i Nieruchomości (WGLiN), podaż mieszkań na wynajem, zwłaszcza drogich, powyżej 3 tys. zł miesięcznie – jest dość duża. – Wciąż brakuje lokali najtańszych – podkreśla. – Oferta takich nieruchomości jest uboga.
Nikt się nie boi
Edyta Krakowiak zwraca uwagę, że pustych mieszkań na wynajem jest niewiele. – Przeważnie są to lokale droższe, mieszkania zaniedbane, urządzone jeszcze w latach 80. ubiegłego wieku oraz nieruchomości na kiepsko skomunikowanych peryferiach – wskazuje. – Od ręki wynajmują się niezmiennie zadbane, rozsądnie wycenione mieszkania – podkreśla.
I dodaje, że właśnie zaczyna się czas, kiedy na rynek wracają wynajmowane przez studentów lokale. Część uczących się, jak zastrzega Edyta Krakowiak, zatrzymuje jednak lokum na czas wakacji.
– Jest tak w przypadku atrakcyjnych nieruchomości, czyli tych przy uczelni. Studenci nie chcą też zwalniać ładnie wykończonych mieszkań o przystępnym czynszu – podkreśla przedstawicielka WGLiN. – Uczący się lokatorzy często dogadują się z właścicielem mieszkania, że w czasie wakacji wynajmą je np. za połowę stawki – opowiada. Z analiz WGLiN wynika, że na przyzwoitą kawalerkę w Warszawie trzeba mieć co najmniej 1,4 tys. zł miesięcznie, na dwójkę – 1,6 tys. zł, a na trójkę – 2 tys. zł. – Czynsze w stolicy systematycznie rosną. W ostatnim roku poszły w górę średnio o 10 proc. – szacuje Krakowiak.
Pytana, czy inwestujący w mieszkania na wynajem przejmują się zapowiedziami budowy tanich mieszkań przez rząd, mówi, że nie. – Program wydaje się mało realny i odległy – ocenia Edyta Krakowiak. – Wcześniej był pomysł z TBS i wiadomo, że był to niewypał w stosunku do pierwotnych założeń. Rynek najmu będzie się rozwijał. Zapotrzebowanie na mieszkania na wynajem powinno rosnąć, zwłaszcza że część klientów z rynku zakupu odpłynie na rynek wynajmów – prognozuje. I podkreśla, że szczególnie w Warszawie nie ma co liczyć na tanie mieszkania.