Przez wiele lat kodeks budowlany był jedynie tematem wielu konferencji środowiskowych. Dużo na jego temat mówiono i tylko tyle. Nie było woli ze strony władz na przekucie pomysłu w projekt. Pod hasłem likwidacji barier w budownictwie pojawiały się tylko kolejne nowelizacje prawa budowlanego.
Z czasem politycy dostrzegli w kodeksie potencjał wyborczy. Myślę, że spora w tym zasługa nagłaśnianych w mediach wyników Banku Światowego Doing Business. Nigdy nie były one dla Polski hurraoptymistyczne. Zawsze byliśmy na szarym końcu, gdy chodzi o czas, jaki inwestor musi poświęcić na załatwienie formalności budowlanych.
Kodeks budowlany zaczął się więc pojawiać w exposé kolejnych premierów. W końcu za czasów rządów Platformy Obywatelskiej powołano do życia Komisję Kodyfikacyjną Prawa Budowanego. Miała ona przygotować jego projekt. Okazało się, że nie jest to takie proste. Trzeba przejrzeć dziesiątki ustaw. Zastanowić się. Przedyskutować. Napisać.
Tymczasem politycy oczekiwali szybkich efektów. By zwiększyć tempo prac podzielono kodeks na dwie części: urbanistyczną i budowlaną. Skończyły się rządy PO a razem z nim i komisja kodyfikacyjna. Jej urobek przejęło obecne Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa. Minister Adamczyk obiecał kontynuację prac nad kodeksem i prezentację gotowego projektu na jesieni tego roku.
