Sezon publikacji sprawozdań finansowych w pełni, giełdowi deweloperzy na konferencjach pytani są jednak głównie o przewidywania na 2018 r., a nie o szczegóły zanotowanych w ubiegłym roku wyników.
Z komentarzy menedżerów wynika, że jeśli chodzi o popyt, to dopóki stopy procentowe są niskie, zapotrzebowanie na lokale będzie się utrzymywać. Duże spółki, ze zgromadzonymi odpowiednio wcześniej bankami ziemi, z dobrą kondycją finansową, ofertą wykraczającą poza segment popularny, a najlepiej dysponujące własnym potencjałem wykonawczym, będą dobrze sobie radzić z rosnącymi kosztami projektów. Takie podmioty powinny notować dalszy wzrost sprzedaży mieszkań i przyzwoitą rentowność.
Znaki zapytania
W 2017 r. w sześciu głównych aglomeracjach deweloperzy sprzedali 72,7 tys. mieszkań, o 17,3 proc. więcej niż rok wcześniej. W ciągu ostatnich pięciu lat średnioroczny wzrost rynku sięgał 18,5 proc. Pytanie, czy takie tempo jest do utrzymania, bo o grunty – szczególnie te mniejsze – konkurencja jest bardzo zacięta. Dodatkowo w II połowie ub.r. deweloperzy musieli się zmierzyć ze zdecydowanym wzrostem kosztów wykonawstwa.
– Kluczowym czynnikiem, który może wpłynąć zarówno na skalę nowej podaży, jak i politykę cenową deweloperów w najbliższych kwartałach, są proponowane obecnie przez wykonawców ceny realizacji nowych przedsięwzięć – ocenia Kazimierz Kirejczyk, prezes firmy REAS. – Skala wzrostu cen wykonawstwa na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy sięga w niektórych przypadkach nawet 30 proc. Powodem są zarówno zwyżki kosztów materiałów i robocizny, jak i chęć zrekompensowania sobie przez firmy budowlane strat lub niskich marż na kończonych obecnie inwestycjach – dodaje.
Ekspert zaznacza, że istotne jest także ryzyko związane z dalszym wzrostem wynagrodzeń i cen materiałów budowlanych. – Równolegle nadal rosną ceny gruntów, do tego dochodzą niewiadome związane z planowanymi zmianami regulacyjnymi: specustawą inwestycyjną, zmianami dotyczącymi rachunków powierniczych i zasadnicze zmiany koncepcji realizacji programu Mieszkanie+. W tej sytuacji przewidywanie procesów zachodzących na rynku jest obarczone dużym ryzykiem – wylicza Kirejczyk.