Rz: Rynek biur jest rozgrzany do czerwoności. W stolicy rozpoczyna się budowa biurowca nad stacją metra przy ul. Świętokrzyskiej, za chwilę zaczną się prace przy ul. Miedzianej. W górę pną się też inne budynki. Euforia inwestorów jest uzasadniona?
Jerzy Węglarz: Skoro rynek jest rozgrzany do czerwoności, to może wkrótce będzie krach? Rzeczywiście, żurawie pracują pełną parą. Jest sprzyjająca koniunktura, Polska jest krajem coraz lepiej postrzeganym jako stabilny ekonomiczno-politycznie rynek w centralnej części Europy, więc powinno być dobrze i trzeba budować. Te procesy oczywiście trwają latami, ale teraz wiele inwestycji zbiegło się w czasie. Buduje się, ale jeszcze nie wybudowało... W najbliższym czasie będzie widoczna dziura podażowa, więc pozycja negocjacyjna właścicieli biur się poprawia.
Czynsze już idą w górę.
Tak. Poza tym wydłużają się minimalne okresy najmu, a budżety na wykończenie powierzchni oferowanej przez właścicieli biurowców są coraz niższe. W najlepszych lokalizacjach, w nowych budynkach tuż przy stacji metra, powierzchnie wynajmują się jak świeże bułeczki. Gorzej może być w latach 2019–2021, kiedy na rynek trafi bardzo dużo nowych budynków w Śródmieściu oraz w okolicy ronda Daszyńskiego. Ta sytuacja będzie trudna szczególnie dla starszych, mniej atrakcyjnych nieruchomości oferujących stawki niewiele niższe niż nowe budynki.
Duże firmy mają problem ze znalezieniem powierzchni, bo na nowe biura trzeba czekać. Czy takie firmy będą wchodzić do coworków, traktując je jak poczekalnie?