Ul. Wronia 50. Pięciokondygnacyjna kamienica powstała na początku XX w. Pierwsze wzmianki o budynku pochodzą z 1913 r. W latach 20. kamienicę kupił Władysław Danielewicz do spółki z Lewkiem Bronetem.
Wspólnicy dobudowali dwa piętra. Zniszczona w czasie wojny nieruchomość w 1945 r. znalazła się pod rządami dekretu Bieruta, na mocy którego grunty w Warszawie przeszły na własność gminy.
– Jednak na podstawie prawomocnego wyroku Sądu Grodzkiego z 1947 r. mój dziadek Władysław Danielewicz razem ze spadkobiercami zamordowanych w getcie Bronetów został wprowadzony przez komornika w posiadanie nieruchomości zgodnie z obowiązującym wówczas dekretem o majątkach opuszczonych i poniemieckich. Zastrzeżeń nie wniosły ani Prokuratoria, ani Zarząd Miejski – wspomina Andrzej Żurawski, wnuk Władysława Danielewicza.
Złamane obietnice
W 1947 r. dziadek naszego czytelnika przystąpił do odbudowy zniszczonej kamienicy. Miał wszystkie wymagane przez ówczesne prawo dokumenty – m.in. opinię Biura Odbudowy Stolicy i pozwolenie na roboty budowlane. Projekt odbudowy domu został zatwierdzony. Co ważne – zgodnie z zarządzeniem prezydenta miasta mogło się tak stać wyłącznie po potwierdzeniu prawa własności czasowej do gruntu.
– Zapadła decyzja, że odbudowany budynek będzie wyłączony spod przepisów dekretu o gospodarce lokalami i kontroli najmu. Dziadek dostał stosowną promesę i dokonał koniecznych wpłat, m.in. za wyłączenie nieruchomości spod publicznego zarządzania – podkreśla Andrzej Żurawski. Dom został odbudowany.