Ci pierwsi mają bowiem tendencję do zawyżania stawek wywoławczych, a ci drudzy nawet nie odpowiadają telefonicznie na ogłoszenia z kosmicznymi cenami, bo szkoda im czasu. I tak już na początku rozchodzą się drogi właściciela i inwestora – zanim dojdzie do obejrzenia lokalu i negocjacji.
Co przeszkadza w transakcji? Zdaniem pośredników wielkie uwielbienie swego lokum i sentymenty sprzedających, którzy zwykle podkreślają, że stawki nie mogą obniżyć, bo zostawiają szafę wnękową i meble kuchenne w zabudowie z AGD, a nawet szafki w łazience... W jednym przypadku niedoszły nabywca powiedział: „To zabierz pan to wszystko, skoro takie piękne i drogie, obniż cenę i sprawa załatwiona". Do transakcji nie doszło.
Faktycznie jednak na wiosnę jest sporo przecen nieruchomości. Ich właściciele, zmęczeni zimowym marazmem na rynku, czyli bezskuteczną sprzedażą, obniżają ceny, aby wywołać chociaż zainteresowanie potencjalnych klientów ich ofertą. Na ogół bowiem to cena lokum, wpisana w okienku wyszukiwarki internetowej, determinuje wybór poszukiwacza nowego M.
Jak duże są różnice między stawkami ofertowymi a transakcyjnymi na rynku wtórnym? Z porównania cen mieszkań z serwisu Szybko.pl z tymi za lokale już sprzedane przez agentów Metrohouse wynika, że np. w Warszawie w pierwszym kwartale br. średnia cena wywoławcza wynosiła 7,6 tys. zł za mkw., a transakcyjna – 7,2 tys. zł za mkw. W Krakowie było to odpowiedni: 6,5 tys. zł i 5,6 tys. zł (ok. 3 proc. różnicy), a w Poznaniu czy Gdańsku rozbieżności między wystawioną cena lokalu a otrzymana wynoszą ok. 8 proc.
Warto wziąć to pod uwagę, wystawiając lokal na sprzedaż.