Nasze miasto: miejsce, gdzie żyjemy, w którym stoi wiele budynków i gdzie jest nasze mieszkanie, ulice z których korzystamy, parkingi, gdzie zostawiamy nasz samochód, parki, z których nie mamy czasu korzystać. Mówimy: „moje miasto", ale miasto jest przecież nasze. A dzisiaj staje się indywidualne. Przestaje być wartością zbiorową, dobrem wspólnym. Bo przecież to „mój" dom.
Skąd smog? Nasze budynki mają niską izolacyjność termiczną, często są niepodłączone do sieci centralnego ogrzewania. Czasem się nawet nie nadają, aby podłączyć je do sieci ciepłowniczej. Są ogrzewane przez indywidualne, bardzo niskiej jakości kotły.
Używamy transportu publicznego w coraz bardziej znikomym stopniu, myśląc o samochodzie jako gwarancie swobody. W poczuciu wolności indywidualnej tracimy poczucie wspólnoty. Tracimy poczucie wspólnego obowiązku i wspólnej powinności wobec miasta, które jest przecież miejscem naszej radości, naszych marzeń, energii, w którym chcemy nie tylko mieszkać, ale i żyć. I z którego chcemy być dumni. Gdy miasto przestaje być wspólnotą, wtedy pojawia się smog. To druga strona energii, bez której trudno żyć. Zimą grzejemy, w lecie włączamy klimatyzację. Ale nie chcemy ograniczać naszej indywidualnej wolności, mimo że nas to kosztuje.
Kosztów ogrzewania wolimy nie liczyć. Certyfikacja energetyczna budynku traktowana jest jak fanaberia Unii Europejskiej. Gdy kupujemy mieszkanie, nie pytamy, ile kilowatów na metr kwadratowy na rok jest potrzebne do jego ogrzewania. I zużywamy dwa razy więcej paliwa, zamiast ocieplić dom, wymienić okna. To spory wydatek, ale nie mamy na rynku długoletniego kredytu w formie gwarantowanej pożyczki na poprawę efektywności energetycznej budynku.