Cyklon Nargis, który spowodował śmierć ponad 22 tys. osób w Birmie, to najnowszy dowód na nasilanie się katastrofalnych zjawisk pogodowych. Wcześniej był potężny cyklon Gonu, który w 2007 roku zniszczył część Półwyspu Arabskiego, i huragan Dean na Atlantyku. Katrina w 2005 roku wywołała katastrofalną powódź w amerykańskim Nowym Orleanie.
Nie brakuje naukowców, którzy łączą zjawisko globalnego ocieplenia – w tym przypadku wzrost średniej temperatury powierzchni oceanu – z tworzeniem się silnych huraganów. Z wyliczeń prof. Kerry'ego Emanuela z Massachusetts Institute of Technology wynika, że globalne ocieplenie wpływa na zwiększenie siły huraganów. Profesor Emanuel uważa, że średnia siła wiatru podczas takich zjawisk podwoiła się od lat 50. XX wieku. Wzrost ten jest szczególnie zauważalny w ostatnich 30 latach.
Z danych amerykańskiego Centrum Badań Atmosferycznych wynika natomiast, że nie tylko siła, ale również częstotliwość huraganów ostatnio się zwiększa. O ile w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku było to średnio sześć takich zjawisk rocznie, o tyle w ostatnich dziesięciu latach jest to już 15 sztormów tropikalnych.
Naukowcy uważają jednak, że przypisywanie globalnemu ociepleniu pojedynczych zjawisk – takich jak Nargis – jest nadużyciem. – Tylko dłuższa perspektywa czasu pozwoli ocenić, czy te ekstremalne zjawiska są częścią trendu – mówi agencji AFP francuski badacz Herve Le Treut pracujący nad słynnym już raportem IPCC o zmianach klimatu.
Amerykańskie dane dotyczą jednak tylko Atlantyku, informacje o zjawiskach nad Oceanem Indyjskim czy Pacyfikiem są znacznie uboższe. Na to wskazują krytycy pomysłu łączenia globalnego ocieplenia z katastrofalnymi zjawiskami pogodowymi. Jednym z nich jest Johan Nyberg ze szwedzkiej Służby Geologicznej, który zbadał warunki wzrostu korali na Karaibach. Pozwoliło mu to oszacować siłę i ilość sztormów w tym rejonie w ciągu 250 lat. Z tych analiz wynika, że gwałtowny wzrost aktywności huraganów po 1995 roku "nie jest niczym szczególnym", jeśli wziąć pod uwagę dłuższy okres.