Takie wnioski wyciągnęli naukowcy na podstawie wyników wykopalisk w Holandii. Badali obozowisko sprzed 7700 lat nad rzeką Tjonger. Uczta ta miała miejsce ponad 1000 lat wcześniej, nim w tym rejonie pojawili się pierwsi rolnicy hodujący bydło, owce, kozy i świnie. Wyniki tych prac opublikuje lipcowy numer „Journal of Archaeological Science".
Wykopaliska dostarczyły dowodu na to, że upolowane zwierzę poćwiartowano na miejscu. I od razu, na świeżym powietrzu, częściowo zjedzono.
Krwawa uczta
Był to tur, samica, dużo większy od współczesnego bydła. – Zwierzę wpadło w zasadzkę, w wykopany dół, w którym zabito je strzałami z krzemiennymi grotami i ciosami włóczni w głowę – wyjaśnia prof. Wietske Prummel, archeozoolog z Uniwersytetu w Groningen. Wraz z dr. Marcelem Niekusem odtworzył wydarzenia, jakie miały miejsce 7700 lat temu. Posłużyły do tego ślady na krzemiennych nożach znalezionych w pobliżu miejsca, w którym zakopano resztki tura, oraz ślady na kościach. Myśliwi po zabiciu zwierzęcia odcięli jego nogi i wyssali z kości szpik.
Następnie różne osoby nacinały skórę, unosiły ją i wycinały mięso, nie niszcząc skóry. Połcie zaniesiono do obozowiska w sąsiedztwie. Ślady pozostawione przez krzemienne ostrza świadczą o tym, że mięso było skrupulatnie oddzielane od kości.
Nim myśliwi oddalili się od miejsca, w którym upolowali turzycę, rozpalili ognisko, upiekli żebra i zjedli je. Krzemienne noże do ćwiartowania stępiły się przy tej czynności, toteż porzucono je jako bezużyteczne, niektóre z nich znalazły się w ogniu.