Dawca narządu zmarł w 2011 roku w zakładzie opieki zdrowotnej na Florydzie. Nie podejrzewano, że przyczyną jego śmierci była wścieklizna, poza tym nigdy wcześniej nie zgłaszał on kontaktu ze zwierzęciem, które mogłoby być chore.
Ponieważ wścieklizna jest łatwo wyleczalna i rzadko zabija, żadne podejrzenie o tę chorobę nie pojawiło się przed pobraniem organów.
"W całych Stanach Zjednoczonych notuje się 2-3 przypadki wścieklizny rocznie" - czytamy w komunikacie Centers for Disease Control and Prevention w Maryland. "Jeśli nie ma podejrzenia wścieklizny, rutynowe badania organizmu dawcy pod jej kątem nie są przeprowadzane".
Inni biorcy organów od tego samego dawcy, trzy osoby z Florydy, Georgii i Illinois, są obecnie badane na obecność tej choroby.