Pierwsza udana transplantacja penisa jest dziełem specjalistów z RPA. Zabieg wykonano w grudniu, jednak poinformowano o nim dopiero teraz – kiedy było wiadomo, że tkanka się przyjęła, a większość funkcji organu wróciła. Lekarze z Uniwersytetu Stellenbosch i współpracującego z nimi szpitala Tygerberg pamiętają próbę podjętą w Chinach w 2006 r., kiedy przeszczepiony organ trzeba było usunąć kilkanaście dni po operacji z powodu traumy psychologicznej pacjenta.
Podobne operacje budzą wątpliwości etyczne – czy warto ryzykować dla operacji, która, bądź co bądź, nie ratuje życia, choć znacząco poprawia jego jakość. Specjaliści z RPA nie mieli wątpliwości, że ryzyko się opłaci. Jednak nawet oni przyznają, że ich 21-letni pacjent będzie musiał pokonać własne opory towarzyszące tak nietypowemu przeszczepowi. Takich problemów nie ma, kiedy lekarze przyszywają własne organy pacjentów po wypadkach, co dziś wykonuje się rutynowo.
Pacjent z RPA był ofiarą rytualnego obrzezania będącego częścią obrzędów inicjacyjnych po ukończeniu 18. roku życia. Dla tego mężczyzny skończyły się fatalnie – po obrzezaniu pozostał z fragmentem członka o długości 1 cm.
Operacja przeszczepienia penisa trwała dziewięć godzin i – jak mówią sami chirurdzy – konieczne było wykorzystanie technik opracowanych z myślą o przeszczepie twarzy.
– To bardzo skomplikowany i precyzyjny zabieg – mówi dr Andre Van der Merwe, który zwykle przeszczepia nerki. – W tym przypadku mieliśmy naczynia krwionośne o średnicy najwyżej 1,5 mm, podczas gdy w nerkach łączymy takie, które mają 1 cm.