Na dobre utrwaliła się ona, gdy ludzie nauczyli się wytwarzać szklane opakowania w powtarzalnym kształcie.
W ustalaniu zwyczajów najwięcej do powiedzenia miała Francja. I tak najpopularniejsza chyba butelka – prosta, barczysta, z wyraźnie zaznaczoną szyjką, w którą wlewali swoje cabernety i merloty producenci z Bordeaux – zwie się butelką bordoską. Konkurująca z Bordeaux Burgundia, w której podobno lekceważąco mawia się, że „w Burgundii każdego wina można się napić, ale żadnego nie można kupić. W Bordeaux każde wino można kupić, ale żadne nie nadaje się do picia", ma oczywiście swój charakterystyczny kształt. Burgundzkie pinot noiry i chardonnaye znajdziemy w butelkach bardziej pękatych, z łagodnymi łukiem tzw. ramion, które przechodzą w szyjkę. Producenci z Nowego Świata, odwołując się do stylów europejskich win, starają się wlewać je w odpowiednie butelki. Ich wygląd może być podpowiedzią, czego spodziewać się po zawartości.
Mamy też jeszcze inne kształty, na przykład butelkę szampańską, reńską, włoskie fiasco okryte słomą czy frankońską baniastą Bocksbeutel. Ta ostatnia jest popularna również w Chile.
I taką ogromną Bocksbeutel na bramie wjazdowej wita nas Vina Undurraga. To miejsce z ponad 130-letnią tradycją. Firmę założył don Francisco Undurraga Vicuna, jeden z pionierów chilijskiego winiarstwa. Własnoręcznie przywiózł z Francji i Niemiec sadzonki cabernet sauvignon, pinot noir oraz rieslinga. W 1891 roku zebrał z nich pierwsze owoce. O miejscu winnicy Undurraga w winnej historii Chile niech świadczy również fakt, że był to pierwszy chilijski eksporter wina do Stanów Zjednoczonych. W 1903 roku wyjechało stąd po jednej skrzynce pinot noir do każdego z istniejących wówczas stanów.
Centrum majątku to Talagante, położone 34 km od stolicy kraju Santiago, w środku Doliny Maipo. Uważa się, że ta dolina i jej niemal śródziemnomorski klimat to jedno z najlepszych chilijskich miejsc do uprawy winorośli. Panują tu lekkie zimy i umiarkowanie ciepłe lata o dość chłodnych nocach. Perłą w majątku firmy jest posiadłość Santa Ana, nazwana tak przez don Francisco na cześć swojej żony. Mówi się, że Ana Fernández Vicuna miała zwyczaj śpiewać dojrzewającym w piwnicach winom. Choć było to wiele lat temu, niektórzy obecni pracownicy zaręczają, że słyszą czasem ciche śpiewy dochodzące z podziemi.