Ile kosztuje tkwienie w ulicznym korku, wie tylko ten, kto to przeżył. Okazuje się, że za takie doświadczenie płacimy nie tylko stratą czasu i nadwyrężeniem nerwów. Dostaje się także sercu. Dowody na to zostały przedstawione podczas 49. konferencji American Heart Association odbywającej się w Palm Harbor na Florydzie.
Ludzie, którzy przebyli zawał serca, często na krótko przed tym zdarzeniem byli uczestnikami ruchu ulicznego. Jechali samochodem, miejską komunikacją bądź rowerem – relacjonowała wyniki swoich badań prof. Annette Peters z Instytutu Epidemiologii w Helmholtz Zentrum Munchen w Niemczech.
Wniosek? Bez względu na rodzaj transportu osoby, które pojawiają się na zatłoczonej drodze, są obarczone ponadtrzykrotnie większym ryzykiem wystąpienia zawału serca w porównaniu do tych, które swój czas spędzają z dala od ulicznego gwaru.
W swoich badaniach niemieccy uczeni wzięli pod lupę przypadki zawałów, które zostały zarejestrowane między lutym 1999 roku a grudniem 2003 roku w prowadzonym w Augsburgu indeksie KORA. Następnie poddali prawie 1,5 tys. pacjentów dodatkowym badaniom. W tym szczegółowo przepytali ich na temat czynności, jakie wykonywali przed tym zdarzeniem.
Średnia wieku uczestników badania wynosiła 60 lat. Jedną czwartą stanowiły kobiety. Co ciekawe, okazało się, że to właśnie panie obarczone są największym ryzykiem zawału. W grupie ryzyka znaleźli się także starsi mężczyźni, bezrobotni i ci, którzy cierpią na dusznicę bolesną, chorobę objawiającą się uciskiem w klatce piersiowej. Kierowanie pojazdem w dużym ruchu bądź tylko podróżowanie jako pasażer stanowi dodatkowe ryzyko wywołania ataku serca u osób, które już są nim obarczone – dodają uczeni. Chodzi między innymi o ludzi cierpiących na chorobę wieńcową.