To pomysł japońskich naukowców, do którego przekonują na łamach pisma „Lancet". Jeśli osoby pracujące w elektrowni atomowej ulegną napromieniowaniu, będzie można im pomóc poprzez odbudowanie szpiku kostnego – uważają dr Shuichi Taniguchi ze szpitala Toranomon w Tokio oraz dr Tetsuya Tanimoto z Japońskiej Fundacji Badań nad Rakiem.
W ten sposób chcą ograniczyć skutki katastrofy w Fukushimie. W wyniku straszliwego tsunami, jakie nawiedziło Japonię 11 marca, doszło do awarii w tamtejszej elektrowni atomowej. Jej rozmiary porównuje się z następstwami wybuchu w Czarnobylu z 1986 roku.
– Ponieważ jeszcze w kwietniu odnotowano w kraju serię wstrząsów wtórnych, to niebezpieczeństwo przypadkowego napromieniowania pracowników elektrowni wciąż istnieje – przekonują uczeni. Wysokie dawki mogą uszkodzić komórki krwiotwórcze szpiku. W takich przypadkach ratunkiem może być przeszczep komórek macierzystych. To rodzaj terapii stosowany u ludzi cierpiących z powodu chorób krwi. Wykorzystanie tych komórek od dawcy nastręcza problemy. Po pierwsze, dlatego że zajmuje czas. Po drugie, po przeszczepie cudzych komórek pacjent musi zażywać leki obniżająci odporność, by nie doszło do ich odrzucenia. W przypadku transplantacji własnych komórek tego problemu nie ma.
Reakcje na pomysł uczonych są jednak mieszane. Japońska Komisja ds. Bezpieczeństwa Nuklearnego uchyla się od jego realizacji, tłumacząc, że byłoby to „fizycznym i psychicznym obciążeniem dla robotników". Z drugiej strony, jeśli napromieniowanie uszkodzi inne tkanki, tj. jelita, skórę czy płuca – to przeszczep komórek macierzystych nie pomoże.
Naukowcy nie dają jednak za wygraną. – Najważniejszą misją jest w tej chwili ocalenie życia pracowników elektrowni i ochrona lokalnej społeczności – tłumaczą. Ich zdaniem tego rodzaju podejście stanowi najlepszą obronę energetyki atomowej. Jeśli coś niedobrego spotka robotników, to sektorowi temu grozi w Japonii upadek.