Lecz nie byłbym sobą, gdybym nie podkreślił, że do obowiązków gospodarza należy przygotowanie nie tylko dobrego jedzenia, ale i odpowiedniego do niego wina. Przypadkowo kupiona lub wyciągnięta z czeluści domowej piwniczki zapomniana butelka „czerwonego" lub „białego" może się stać języczkiem u wagi w kwestii zaliczenia spotkania do udanych bądź nie.
Najpierw wypada podać aperitif. Oprócz funkcji rozwiązywania języka i wprawiania zgromadzonych w dobry nastrój ma on przygotować nasze kubki smakowe na nadchodzące potrawy oraz zaostrzyć apetyt. Samo słowo „aperitif", które zapożyczyliśmy od Francuzów, pochodzi z łaciny i oznacza „otwarcie" czy też „otwieracz". Nie powinien być to bardzo mocny alkohol, bo przyniesie wręcz odwrotny skutek, teoretycznie mamy przecież pusty żołądek. Rolę płynnych starterów, obok tradycyjnych, czyli na przykład wermutu, campari czy dubonneta, często odgrywają lekkie wytrawne białe wina oraz szampan i wina musujące. I na tych ostatnich skupmy się na chwilę, bo prawdziwy szampan to jednak poważny wydatek.
Dwutlenek węgla zawarty w winach musujących drażni kubki smakowe w ustach i na języku, a to z kolei powoduje miłe uczucie orzeźwienia. Pobudza również wydzielanie soku żołądkowego. Czyli dzieje się dokładnie to, o co nam chodzi. Pora wybrać więc coś przyjemnego z oceanu „bąbelków" produkowanych na całym świecie.
Ostatnio liderem w tej dziedzinie są Włosi, więc spróbujemy dziś Spumante Brut z zaprzyjaźnionej toskańskiej winnicy Castello di Oliveto. Spumante Brut Castello di Oliveto robi się z dwóch odmian – chardonnay i pinot bianco (czyli pinot blanc po francusku bądź weissburgundera, jak chcą Austriacy).
Winogrona z początku fermentują oddzielnie w stalowych kadziach. Dopiero później są kupażowane, a swoje „musowanie" wino zawdzięcza powtórnej fermentacji metodą Charmata czy raczej Charmata-Martinottiego, jak powinno się mówić, bo to przecież Włoch ją wynalazł, a francuski winiarz Eugene Charmat „jedynie" spopularyzował.