Joaquin Almunia, unijny komisarz ds. konkurencji, ogłosił wczoraj wyniki trwającej ponad trzy lata „sprawy Google" – dochodzenia i negocjacji z amerykańskim gigantem internetowym.
Bruksela nie nałoży na Google kary za nadużywanie dominującej pozycji na rynku wyszukiwarek internetowych (kara mogłaby wynieść nawet 3,8 mld euro) w zamian za ugodę, której warunki udało się uzgodnić.
Konkurenci, i sama Komisja Europejska, zarzucali Google, że wykorzystuje wyszukiwarkę do promowania usług powiązanych z nim serwisów. Kiedy do okienka wpisujemy np. słowa hotel i Paryż, teoretycznie powinny nam wyskoczyć strony w kolejności najlepiej odzwierciedlającej ich popularność wśród internautów. Taką listę otrzymujemy, ale w pierwszej kolejności od góry, a także na pasku po prawej stronie, znajdują się linki sponsorowane. To, co przede wszystkim budziło krytykę urzędników antymonopolowych to fakt, że prominentną pozycję zajmowały linki serwisów należących do Google.
– To się zmieni – zapowiedział Almunia. Według ugody Google będzie mógł umieszczać swój link, ale również linki trzech innych oferentów wybranych według obiektywnych kryteriów i zaprezentowanych w podobnym formacie.
Konkurenci krytykują plany komisarza. – Rozwiązanie zaproponowane przez Almunię nie załatwia problemu dyskryminacji – powiedział "Rz" Chris Sherwood, przedstawiciel grupy Allegro w Brukseli. Według niego Google będzie dalej uprzywilejowany, bo zawsze będzie mógł umieszczać za darmo link do swojego serwisu. A konkurenci będą musieli za to płacić i walczyć o jedno z trzech miejsc na stronie. Zdaniem Sherwooda rozwiązaniem byłoby potraktowanie serwisów Google w ten sam sposób: każdy musiałby płacić wyszukiwarce Google i walczyć o miejsce na stronie na tych samych zasadach. Podobnego zdanie są przedstawiciele konsumentów. – To rozczarowujące rozwiązanie – powiedziała Monique Goyens, dyrektor generalna federacji konsumenckiej BEUC.