Ten tom pod zagadkowym tytułem „Przyszedł człowiek żeby chłostać morze" imponuje objętością, rozmachem tematycznym i artystycznym.
Liryka Krzysztofa Karaska jest wielogłosowa. W jego wierszach pojawiają się poeci, filozofowie i malarze minionych epok. On rozmawia z nim, dyskutuje, czasem z nimi się zgadza, czasem nie. Jego poezja jest silnie osadzona w tradycji, w historii, sporo w niej cytatów, aluzji, nawiązań – do mitologii greckiej i rzymskiej do Biblii, a nawet do osiągnięć współczesnej nauki.
Nie sposób jednak zarzucić tej liryce przesadnej erudycyjności czy hermetyczności. Co prawda poeta nie zabiega o poklask, lecz kiedy czyta się te pełne błyskotliwych metafor, konstatacji i konkluzji wiersze, ręce same składają się do oklasków. Na przykład, gdy w „Wiosennym pękaniu ziemi" z równą uwagą i powagą interpretuje myśl Zenona z Elei, ale też wysłuchuje tego, co ma mu do powiedzenia pan Zenek Berdyczak, menel spotykany codziennie na ulicy.
Karasek pisze o tym, co obchodzi każdego z nas, o sprawach fundamentalnych, o zagadce życia i śmierci. Oko w oko z tajemnicą stworzenia – cokolwiek to znaczy – stajemy dzień w dzień, właśnie dlatego przestrzega poeta już w wierszu otwierającym książkę: „Nie możemy wyrwać jednej strony/ z księgi życia./ Ale możemy wrzucić w ogień całą księgę" , a w „Retardacjach" dopowiada: „Jesteśmy tylko przecinkiem/ w niemilknącym zdaniu". Nie należy zatem lekceważyć żadnej godziny życia, zwłaszcza że „Sensem życia jest samo życie", jak czytamy w wierszu „Więźba dachowa".
Jest bezwzględny, gdy pisze „Nikt mówi nic do nikogo,/ oto współczesne życie kulturalne" czy „Historia to histeria", ale jest też pełen czułości i wyrozumienia dla składającej się ze słabości istoty ludzkiej.