Dzięki Miłoszowi komentarz miałem gotowy, dopisałem jedno tylko zdanie powtarzane przez agencje, że Nobel 1992 ma ścisły związek z przypadającą akurat 500. rocznicą odkrycia Ameryki przez Kolumba. Dzisiaj darowałbym sobie to nadto publicystyczne wyjaśnienie: Walcott to natchniony twórca, który tę część świata, gdzie „chyli się słońce, znużone imperium”, unieśmiertelnił niczym Homer Troję. „Wbrew powszechnej opinii – pisał Josif Brodski – na prowincji świat się nie kończy – tam dopiero otwiera się na oścież. Dla języka jest to nie mniej uderzające niż dla oczu”.
Zawstydzający to fakt, że dopiero teraz, po 16 latach od przyznania mu Nagrody Nobla, ukazał się w Polsce pierwszy wybór wierszy Walcotta. Najważniejsze jednak, że jest wreszcie, i to bardzo solidnie zredagowany przez Magdę Heydel, jedną z 11 osób, które przetłumaczyły wiersze do publikacji Znaku. Publikacji tym ciekawszej, że zawierającej także esej Josifa Brodskiego o twórczości Walcotta i przepiękną mowę noblowską tego ostatniego.
Walcott, wielki poeta języka angielskiego (tylko czasami pisze w dialekcie kreolskim, by złożyć hołd mowie swego dzieciństwa), jest czarnoskórym potomkiem niewolników. Ale wśród jego przodków są Holendrzy i Anglicy, a dziedzictwo europejskie jest w jego poezji tak samo zaakcentowane jak latynoamerykańskie, afrykańskie czy azjatyckie. Mowę noblowską Walcott rozpoczął zresztą od opowieści o wiosce na Trynidadzie zamieszkanej przez Hindusów sprowadzonych tam po zniesieniu niewolnictwa do zbierania trzciny cukrowej.
Dziś, po kolejnym literackim Noblu dla pisarza z tego regionu – V. S. Naipaula (2001) – wiemy już więcej o skomplikowanej historii teraźniejszości Wysp Karaibskich, archipelagu pięć razy większego od greckiego.
Czytelnika Walcotta czeka wiele niespodzianek. W wierszu „Przygotowane do wygnania” z tomu „Sea Grapes” (1976) poeta pytał: „Dlaczego wyobrażam sobie śmierć Mandelsztama/ pośród żółcących się orzechów kokosowych,/ dlaczego mój dar już zerka na mnie przez ramię/ wypatrując cienia, który wypełni drzwi/ i zaćmi tę oto stronę?”. „Co sprawia – zastanawia się – że oczy moich dzieci wydają się podobne horyzontom/ i co takiego wszystkie me wiersze, nawet ten, próbują ukryć?”.
W innym utworze „Znaki” ze zbioru „The Bounty” (1997), dedykowanym Adamowi Zagajewskiemu, natkniemy się na „Barkę Polski sunącą wolno z nurtem w rytm mistrzowskiej prozodii” i na „wyraz Kraków rozbrzmiewający jak armaty. Czołgi i śnieg. Tłumy. Mury usiane dziurami po kulach zamykają się jak wata”.