Rzeczpospolita: Czas 1:18.25 i 107. miejsce na prawie 13 tys. uczestników. Jest pan zadowolony z wyniku?
Robert Korzeniowski: Było lepiej, niż przewidywałem. To mój pierwszy start od wielu miesięcy. Chciałem pobiec poniżej 1:19, spróbować pobić życiowy rekord. Cieszę się tym bardziej, że za dwa tygodnie startuję w półmaratonie poznańskim, później w maratonie w Londynie, a na koniec czeka mnie duża przygoda – Bieg Rzeźnika (80 km rywalizacji w Bieszczadach – przyp. red.).
Podobała się panu nowa trasa?
Od dawna mówiłem o tym, że Warszawa powinna mieć imprezę biegową kończącą się w centrum miasta, a nie na Stadionie Narodowym, który jest świetnym miejscem na Expo dla biegaczy, ale niekoniecznie na organizowanie mety i pamiątkowe zdjęcie na tle pustych trybun. To niedzielne spotkanie pod Teatrem Narodowym miało wyjątkowy wymiar i byłem w stanie zaakceptować nawet finisz pod górę przy stadionie Polonii, bo biegłem w sercu tętniącego życiem miasta.
To był najtrudniejszy odcinek półmaratonu?