Francuski filozof Christophe Lamoure, autor książki „Petite philosophie du marcheur” (Mała filozofia maszerowania), na swoim przykładzie i na podstawie przemyśleń słynnych filozofów zwraca uwagę na stymulujące działanie spacerowania. Kartezjusz porównywał filozofowanie do spaceru po lesie, Heidegger mówił o myśleniu jako o drogach, które wiodą donikąd. Celem nie jest dążenie do określonego punktu, ale droga sama w sobie. „Filozofowanie to bycie w drodze” – twierdził z kolei Jaspers.
[srodtytul]W górę i w dół[/srodtytul]
„Podczas spaceru myśli całe ciało” – mówi Lamoure w wywiadzie dla francuskiego miesięcznika „Psychologies”. I porównuje marsz do przepływu myśli. „Maszerowanie to stawianie kroku za krokiem, myślenie to pojawianie się jednego wątku za drugim”. To w obu przypadkach szukanie równowagi i ciała, i umysłu. Lamoure szczególnie ceni spacery górskie. Te po mieście uważa za zbyt mechaniczne, bo zwykle prowadzą do konkretnego celu, nie są spontaniczne. W mieście musimy dostosować krok do kroku innych ludzi, zatrzymać się na światłach, hałas też nie sprzyja refleksji. Górski spacer natomiast pomaga wsłuchać się we własny oddech, oddać się własnemu rytmowi.Oddech zresztą, różny w zależności od terenu, który przemierzamy, jest ważny dla typu przemyśleń, twierdzi Lamoure. I tak maszerowanie po płaskim sprzyja dłuższej refleksji, pod górę – poszukiwaniu precyzyjnego rozwiązania, schodzenie na dół – uwolnieniu myśli. Wspinaczka górska uczy nas też, że droga wiodąca na szczyt nie jest prosta i niejedyna możliwa. W dodatku zboczenie ze szlaku dostarczyć może niezapomnianych przeżyć. To, jak spacerowali wielcy filozofowie, odzwierciedla też sposób ich myślenia – uważa Lamoure. Kant wyruszał z domu na przechadzkę po Królewcu codziennie o piątej po południu, wybierając zawsze tę samą trasę – równie skrupulatnie zaplanowaną i poukładaną jak jego filozofia. Zresztą filozofia stawiała swoje pierwsze kroki podczas spacerów jej adeptów (dialogi Sokratesa spisane przez Platona są w większości owocem wymiany myśli między uczonymi podczas przechadzek po Atenach).
[srodtytul]W miejskim pejzażu[/srodtytul]
Spacery po mieście natomiast szczególnie upodobał sobie flaneryzm (od francuskiego słowa flaner – włóczyć się, wałęsać). To sposób życia i doświadczania świata przez wędrówkę zapoczątkowany w XIX-wiecznym Paryżu. Stolica Francji, będąca ówczesną ikoną nowoczesnej metropolii, przyciągała tłumy, a to zrodziło – jak uważał niemiecki filozof i teolog Walter Benjamin, autor „Pasaży” – typ spacerowicza samotnika podążającego pod prąd śpieszących się ludzi.Flaneur to typ bywalca bulwarów, przechodzień, który czerpie przyjemność z obserwowania przepływu życia, ludzi, towarów w mieście. To człowiek wolny, który dba o strawę duchową i używa życia. Honoriusz Balzak bywalców bulwaru nazywał cyganerią. Charles Baudelaire definiował flaneura jako poetę, obserwatora i poszukiwacza nowoczesności, widza miejskiego spektaklu, odnajdującego się w tłumie. Dla Siegfrieda Kracauera to szlifibruk. Ktoś, kto włóczy się po mieście bez celu, spaceruje, bo nie ma nic innego do zrobienia, człowiek znudzony, chłonący pejzaż miasta jak lek na własną pustkę. Pisarz Franz Hessel z kolei przedstawił zasady sztuki spacerowania. Doradzał samotne przechadzki, wtopienie się w tłum, zwiedzanie ulic miasta bez oglądania zabytków, obserwację ludzi, wystaw, okien kawiarni i poddanie się rytmowi miejskich pasaży.