W co się pan ubiera w domu

Bonżurka, szlafrok, pidżama, przydeptane kapcie, domowe pantofle czy dres. W czym chodzą Polacy po domu, gdy nie spodziewają się gości? Nie ma badań na ten temat. Możemy tylko podglądać sąsiadów

Aktualizacja: 24.01.2008 13:07 Publikacja: 24.01.2008 05:17

W co się pan ubiera w domu

Foto: Rzeczpospolita

U nas w domu nikt nie siadał do śniadania w pidżamie, powiedziała nasza synowa, dając do zrozumienia, że nasz rodzinny zwyczaj jedzenia śniadań w weekendy w szlafrokach pozostawia wiele do życzenia. Gwoli prawdy trzeba przyznać, że tylko połowa z nas jest w szlafroku (nie w pidżamie); druga o tej porze jest już po spacerze z psem, do czego raczej trzeba się ubrać. Chociaż kiedy dolegliwości gastryczne zwierzęcia wyciągną człowieka w nocy, w desperacji wyszedłby nawet bez pidżamy. Nie jednemu spod kurtki wystają spodnie w paski, gdy Burek gna go o piątej rano...

Wróćmy do szlafroków, uznając zwyczaj chodzenia po domu w pidżamie/koszuli nocnej za niepodlegający dyskusji. Czy ktoś, kto co dzień rano zrywa się do korporacji w pełnym rynsztunku, nie ma prawa w weekend posiedzieć sobie przy kawie i gazecie w szlafroku? Uważam, że pozbawienie go tego prawa byłoby nieludzkie.

Nie wiem, jak wyglądają inni, gdy chodzą po domu w przyjemnym poczuciu, że nikt ich nie widzi. Przekaz ludowy mówi, że w domu Polak jest półgoły i rozchełstany. Wiedzy naukowej na ten temat brak. Znajomych widzimy raczej w ubraniach, chyba że jesteśmy razem na wakacjach, ale wtedy każdy się stara. W serialach bohaterowie bywają też ubrani, o ile nie są akurat w szpitalu. Szansa poznawcza pojawia się, gdy zaskoczymy sąsiada niespodziewaną prośbą o sól w porze na wizyty nieprzewidzianej. Zastaniemy go w kapciach, w piżamie, podkoszulku, w seksy bieliźnie, w wałkach na głowie, czy też – państwo wybaczą – w kalesonach (staropolski termin – ineksprymable, niewyrażalne. Wtedy słowo kalesony nie przechodziło przez usta. Dziś nie takie przechodzą).

Dres stał się formą przechodnią między pidżamą a płaszczem, między życiem aktywnym a lenistwem. Zapewnia wyjście awaryjne z sytuacji ubraniowo niepewnych

Moja sąsiadka, pani w okolicach sześćdziesiątki, która część mieszkania wynajmuje 30-letniemu sublokatorowi, ma na przykład zwyczaj chodzenia przy nim w koszuli nocnej. W końcu jest u siebie w domu.

Ale może sąsiad ukaże się ubrany w bonżurkę z jedwabnymi wyłogami i w skórzane ranne pantofle z linii Giorgio Armani home? Albo w domowej marynarce z, o zgrozo, rozpiętym kołnierzykiem oraz w obuwiu wyjściowym, jak na starych filmach angielskich?

Ta opcja ma jeszcze pewne grono wyznawców, nawet u nas. Znam panów starszej szkoły, którzy w domu nie pokazaliby się za nic w kapciach, nawet od Armaniego, uznając taki stan za niestosowny negliż. Wymierająca formacja oldboyów do wszelkiej formy obuwia domowego żywi szczere obrzydzenie.

Najwyraźniej odmienne zdanie na ten temat ma Lech Wałęsa. Jego zdjęcie, jak przyjmuje w kapciach mniej oficjalną delegację, widziałam niedawno w jakiejś gazecie. W PRL w niektórych urzędach też widywało się urzędniczki w kapciach. Pracodawca zapewniał im miłe poczucie domowego spokoju, który czasami niestety zakłócali aroganccy petenci.

Nigdy nie korzystam z jednorazowych kapci, które niektóre linie dają na lotach transatlantyckich. Nie potępiam tych, którzy ich używają, ale przyznam, że czuję się dziwnie nieswojo, gdy obcy ludzie w publicznym miejscu chodzą w skarpetkach.

Zdarza się, że jakiś gość, wchodząc do nas do domu, spontanicznie zrzuca obuwie, a protesty, żeby tego nie robił, nie pomagają. Głupio zresztą protestować, powinno się nawet docenić, bo ludzie robią to z troski o czystość naszego mieszkania. Ale w takiej sytuacji nie wiem, czy ja także powinnam zdjąć buty, bo jak to – gość boso, a gospodarz w butach?

Przypadkowy gość ma prawo zastać nas w kapciach, ale przyjmowanie kogoś, kto jest oczekiwany, w obuwiu domowym wydaje mi co najmniej lekceważące. Mam nadzieję, że panujący w Szwecji zwyczaj zrzucania butów, gdy się do kogoś przychodzi, nie przeniesie się do nas.

W BUW ostatnio zauważyłam napis: proszę nie zdejmować butów. Co za ulga, że administracja uniwersytetu chce nas uchronić przed oglądaniem studenckich stóp w stanie obnażonym. O innych zmysłach nie wspomnę.

Obserwując zwyczaje ubraniowe narodu, myślę jednakowoż, że zaskoczony niespodziewaną wizytą sąsiad nie będzie ani w bonżurce, ani w szlafroku, ani nawet nie w gaciach. Będzie miał na sobie dres.

Dres przejął dzisiaj funkcję tak staromodnych części garderoby, jak szlafrok czy bonżurka, stając się formą przechodnią między pidżamą i płaszczem, między życiem aktywnym a lenistwem. Zapewnia wyjście awaryjne z sytuacji niepewnych ubraniowo. Noszą go pacjenci w szpitalu, turyści na śniadaniu w hotelu, spacerowicze na molo w Sopocie. Można w nim zjeść i wypić bez obawy, że się człowiek nie dopnie się w pasie. Można wyciągnąć się na kanapie, wejść na wysoką górę i na cudzy płot, pielić grządki. W dresie, który jest przyszłością narodu, każdy obywatel powinien czuć się szczęśliwy.

Są jednak aspołeczne i nieidące z postępem jednostki, które dręczy niczym niedające się wytłumaczyć poczucie, że dres to coś niecywilizowanego, właściwie niewiele więcej niż pidżama. Ale takich na szczęście jest coraz mniej.

Mirosław Żukowski, szef działu sportowego „Rzeczpospolitej”

Nie znoszę. Zresztą wszystkie kobiety mojego życia tępiły mnie, gdy tylko wykazywałem ciągoty w tym kierunku. Jedynym usprawiedliwieniem była choroba. Strój sportowy w domu stał się dziś antytezą sportowego stylu życia.

Ludzie w nim siedzą przed telewizorami. Z drugiej strony mamy dresiarzy. Nawet wysportowani, ale z ideami sportu też nie mają nic wspólnego. W szkole mojej córki, gdy jakaś koleżanka spotykała się z dresiarzem, to był największy obciach.

U nas w domu nikt nie siadał do śniadania w pidżamie, powiedziała nasza synowa, dając do zrozumienia, że nasz rodzinny zwyczaj jedzenia śniadań w weekendy w szlafrokach pozostawia wiele do życzenia. Gwoli prawdy trzeba przyznać, że tylko połowa z nas jest w szlafroku (nie w pidżamie); druga o tej porze jest już po spacerze z psem, do czego raczej trzeba się ubrać. Chociaż kiedy dolegliwości gastryczne zwierzęcia wyciągną człowieka w nocy, w desperacji wyszedłby nawet bez pidżamy. Nie jednemu spod kurtki wystają spodnie w paski, gdy Burek gna go o piątej rano...

Pozostało 89% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla