Dzieciństwo i młodość spędził niemal nieustannie podróżując. W 1945 roku, gdy miał pięć lat, rodzina przeniosła się ze Lwowa na dyplomatyczną placówkę ojca do Francji. Potem była Czechosłowacja i powrót w latach 50. do Polski. Jednak młody Żuławski szybko wrócił do Paryża, gdzie studiował reżyserię w szkole filmowej i nauki polityczne na Sorbonie. Być może właśnie podróże po Europie, swobodne przekraczanie granic, fascynacja zachodnią kulturą — w czasie gdy Polska była krajem zza żelaznej kurtyny — sprawiły, że nabrał dystansu do rodzimej tradycji.
Chociaż pierwsze kroki w zawodzie stawiał jako asystent Andrzeja Wajdy, to gdy sam został reżyserem, obcy mu był zarówno nurt szkoły polskiej, jak i kina moralnego niepokoju. Ten ostatni określał jako „rzecz, która utłukła film polski”.
Żuławskiego pociąga awangarda. Kino jest dla niego sposobem na wydobycie tego, co drzemie w podświadomości.
„Uważam, że kino musi niepokoić ludzi — mówił w 2000 roku w wywiadzie dla »Kina«. — Jest to więc pragnienie odnalezienia prawdy o moich postaciach, ale nie w czynnościach codziennych, w psychologii pospolitego zakotwiczenia w życiu. Chodzi o spojrzenie bardziej od wewnątrz.”
Rzeczywiście, poczynając od debiutanckiej „Trzeciej części nocy” (1971) poprzez „Diabła” (1972), „Najważniejsze to kochać” (1975), „Na srebrnym globie” (1976), „Opętanie” (1981) „Narwaną miłość” (1985), „Szamankę” (1996) aż po „Wierność” (2000), Żuławski kręci obrazy oniryczne, nadekspresyjne, rozgorączkowane. Tak jakby chciał wejść w rolę szamana pragnącego wprowadzić widza w hipnotyczny stan, w którym uwolnione zostają głęboko skrywane obsesje, koszmary i lęki. Medium w tym transie stanowią dla Żuławskiego kobiety.