Kamila jest jedną z coraz liczniejszych narzeczonych, które uważają, że skromna i niewinna suknia ślubna to staroświecki przesąd. Jej zdaniem suknia na ślub powinna przypominać kreację, którą wkłada się na premierę, na czerwony dywan czy na występ w tańcu z gwiazdami. Sexy i glamour. Bardziej dla wampa niż dla dziewicy. Taka, jaką noszą aktorki na Oscarach czy na Fryderykach. Kamila przyznaje, że zafascynowała ją suknia, w którą w 2005 roku na ślubie ubrana była Christina Aguilera.
– Miała suknię z piórami przy dekolcie i z dołem całym w falbanach. Fantastyczna. Wycięłam sobie zdjęcie i postanowiłam, że jak będę wychodzić za mąż, też będę miała taką. Ale na falbany ten jedwab był za sztywny, więc skończyło się na piórkach – opowiada. Mama nie protestowała? – Trochę na początku, uważała, że za śmiało. Ale z pomocą siostry dało się ją przekonać. Ojciec w takich sprawach nie zabiera głosu. Narzeczonemu kreacja bardzo się podoba.
Trudno się dziwić Kamili, bo powszechną wyobraźnię o modzie kształtują dzisiaj gwiazdy. Bez nich nie ma rozdania nagród, finału telewizyjnego konkursu, ale także premiery kremu do twarzy czy promocji książki. Aktorki lansują torby i ciuchy podpisane własnym nazwiskiem, wynajmują się jako ambasadorki marek, reklamują kawę, ubezpieczenia i samochody, prowadzą imprezy w centrach handlowych. Kult gwiazd jest dzisiaj większy niż w latach 50. w Hollywood. Wtedy kojarzyły się one tylko z kinem, dzisiaj zawłaszczyły także obszar handlu i mody. Wizerunek gwiazd pozujących na dywanach w sukniach od znanych projektantów wdziera się do świadomości i podświadomości. Wydekoltowane kreacje i zawrotnej wysokości obcasy dla czytelników „Party”, „Życia Gwiazd” i „Gali” oznaczają obowiązujący styl. Każda okazja jest dobra, żeby wypraktykować go na sobie. Choćby ślub.
Do fascynacji gwiazdami dochodzi opanowanie rynku przez firmy, które proponują gotowe fasony, ozdobne i skomplikowane. Panny szyjące amatorską sukienkę u krawcowej to już dzisiaj anachronizm. Nie opłaca się ani czasowo, ani finansowo. Ślub stał się osobną dziedziną biznesu odzieżowego zdominowaną przez producentów zagranicznych.
Dorota Roqueplo, kostiumografka teatru i filmu, zajmuje się także projektowaniem sukni ślubnych. Ale jej klientki wywodzące się przeważnie z kręgu arystokracji: Elżbieta Sobańska, Izabella Sobańska-Ponińska, Karolina Mycielska, Karolina Grocholska, nie chcą falban, negliżów i piany koronek. Wybierają spokojną klasykę, naturalne materiały. Każda kreacja jest szczegółowo omawiana. Dwie takie same suknie nie mogą się zdarzyć. Zdaniem Roqueplo tendencja do rozbierania się jest dzisiaj bardzo silna w modzie. – Dziewczyny chcą mieć koniecznie gorset i duży dekolt. Ale ja takiej roznegliżowanej sukni nie zrobię, przynajmniej do kościoła. Mówię: idźcie do kogo innego. A jeśli już robię większy dekolt, to zawsze mam dwie wersje: bardziej zakrytą – do kościoła oraz bardziej gołą – na przyjęcie, do ogrodu, kiedy jest ciepło. Wtedy dodaję bolerko, szal albo cokolwiek do przykrycia ramion. Kiedy widzę na ślubie pana młodego w garniturze i pannę młodą niemal nagą, wydaje mi się to głupie i niestosowne. Pomijając przyzwoitość, to temperatura jest przecież u nas nieprzewidywalna.
Na wystawie salonu Młoda Para przy ulicy Świętokrzyskiej w Warszawie z wystawionych na manekinach siedmiu długich sukni, białych lub ecru, tylko jedna ma ramiączka. Sześć pozostałych ma górę w postaci gorsetu, ściętą nad biustem i zostawiającą odkryte ramiona. Także w środku dominują suknie z gorsetową górą. Wszystkie wcięte w talii, dół wąski albo rozszerzany. Częstym rozwiązaniem są falbany, koronki, perełki, kryształki. Zdarzają się spiętrzenia materiału. Na osobnym wieszaku wiszą bolerka oraz etolki ze sztucznych białych norek.