Amanci, brutale i brzydale

Męskie ikony. Nazywa się ich różnie, w zależności od epoki. Trubadurzy, uwodziciele, podrywacze. Bad boys. Pełno ich w sztuce, literaturze, kinie. Bez nich nie byłoby romansów. Nie byłoby twórczości

Publikacja: 26.06.2008 22:10

Pablo Picasso (ok. 1946 r.)

Pablo Picasso (ok. 1946 r.)

Foto: Archiwum

Ogół sądzi, że płeć piękna leci na piękno. Tymczasem mężczyźni, którym los dał wyjątkową urodę, na ekranie owszem, wcielali się w romantycznych kochanków, ale w życiu niekoniecznie.

Po Rudolfie Valentino rozpaczały zastępy kobiet tylko dlatego, że kochały jego filmowy wizerunek. Naprawdę interesowali go chłopcy, żona była przykrywką. Podobnie Richard Chamberlain, uwielbiany przez damską połowę ludzkości, niezapomniany doktor Kildare.

 

 

Zdarza się jednak, że role filmowe pokrywają się z życiowymi. Gwiazdorzy na ekranie i na co dzień. Uderzająco przystojni i szarmanccy wobec dam, choć nieco znudzeni powodzeniem. Przykładem – Gérard Philipe, bożyszcze lat 50. i 60., słynny "Fanfan Tulipan" i "Diabeł wcielony". Alain Delon, Marcello Mastroianni, Warren Beatty czy Jean-Paul Belmondo, kochankowie do utraty tchu. Gdzie spojrzeli, tam damy słały się im do stóp. Choć… Mastroianniego stać było na autoironię: w "Pret-a-porter" Altmana zasypia w łóżku Sophii Loren, podczas gdy ona uwodzi go striptisem.

Osobny gatunek to brutale. Marlon Brando w "Ostatnim tangu w Paryżu" (klasyka softporno), Mickey Rourke w "Dziewięć i pół tygodnia" oraz Jack Nicholson ("Czułe słówka") biorą, a raczej brali na chamstwo i mocny seks. Jednak idzie im coraz gorzej. Ten drugi, grający podstarzałego diabła w "Czarownicach z Eastwick", pada w finale ofiarą własnych uwodzicielskich sztuczek.

Jest jeszcze jeden rodzaj, któremu kobiety nie mogą się oprzeć: Brzydcy, lecz bardzo męscy. Lee Marvin, Charles Bronson, Jean Gabin. Ich usta milczą. Mówią spojrzenia i muskuły.

 

 

Filippo Lippi – to musiał być kosior, skoro od XV w. do dziś przetrwała legenda jego miłosnych wyczynów. Był ponoć takim lubieżnikiem, że co noc wyrywał się do innej niewiasty. Jeśli nie mógł jakiejś zdobyć, malował na obrazach "żeby w sztuce wypalił się płomień pożądania".

Kiedyś Kosma Medyceusz, jego hojny zleceniodawca, usiłował powstrzymać go przed nocnymi eskapadami i zamknął w komnacie. Pociął prześcieradło, zsunął się jak po linie i dalej swoje! Pikanterii sprawie dodaje fakt, że był zakonnym braciszkiem. To też okazało się atutem: tym łatwiej omotał młodziutką Lukrecję Buti, planującą życie zakonne. Nakłonił ksienię, żeby nowicjuszka pozowała mu do postaci Matki Boskiej. Efektem okazała się ciąża, bynajmniej nie niepokalana. I wspólne życie, ale na kocią łapę – Lippi wcale nie chciał wiązać się małżeństwem!

Rafael Santi też nie należał do świętych – choć miał powierzchowność i wdzięk anioła. Jego śmierć w 37. roku życia podobno była wynikiem łóżkowych wyczynów, tak intensywnych, że gorączkował. Medyk nieopatrznie upuścił mu krwi, gdy potrzebował rosołu.

Najsłynniejszy lover-painter to rzecz jasna Modigliani. Samobójstwo ciężarnej partnerki, która po śmierci ukochanego nie chciała dłużej żyć, to mit, który posłużył za kanwę niejednej powieści i ekranizacji.

Do listy wielkich uwodzicieli pędzlem trzeba jeszcze dopisać Pabla Picassa. Każdą kolejną kobietę swego życia (a tych najważniejszych miał sześć) portretował w innym stylu. Miłość przychodziła mu wraz z plastyczną wizją. Albo odwrotnie.

 

 

Prototyp uwodziciela – to oczywiście Don Giovanni. Oraz Casanova, typ naprawdę istniejący w XVIII stuleciu. Obydwaj są ofiarami tej samej idei: próby zdominowania emocji intelektem. Żeby móc kochać, panując nad wzwodem. Jednak cynizm wobec kobiety nie jest wrodzoną cechą – to się nabywa. Jak?

Najpierw trzeba być niewinnym i zranionym. Potem marzy się o zemście. Nad wszelkim rodzajem kobiecym, bo na to zasługuje. Albo – chce się kariery, przyspieszonej, po przekątnej, bez pokrycia w dokonaniach. Zauważmy: nałogowi kobieciarze wcale nie są pewni swej wartości. Braki, których w głębi duszy są świadomi, nadrabiają zgrabną gadką.

Czym osaczał dziewczyny Don Juan Moliera? Mało kto zwraca uwagę na ten fragment. "Jak on mówi, jak on pięknie mówi", rozmarza się wiejskie dziewczątko, na które zwraca uwagę wykwintny młodzian z wyższych sfer. Połechtane pochlebstwami, bez oporu oddaje cześć. "Daj mi dłoń", śpiewa Don Juan, ale wiadomo, że o inną część ciała chodzi. Ją też dostaje. Bo ładnie mówi.

Im wyższe IQ, tym uwodziciel groźniejszy. Uroda, powab? Nie trzeba, jeśli osobowość silna. Szekspir dowiódł, że brak urody też może stanowić atut. Wiek XV, Anglia. Ryszard III, garbaty i pokraczny, okazuje się lwem bardziej niebezpiecznym niż przystojniak. Uwodzi i poślubi Anne Neville, by nią pomiatać i szantażować. Prototyp domowego tyrana.

Nie da się ukryć, że paniom imponuje władza i społeczna pozycja kochanka. Królowie czy książęta wcale nie musieli się wysilać, żeby zmieniać do woli metresy. Szereg koronowanych kochanków otwiera Franciszek I (to on podobno napisał, że kobieta jest zmienną, "la donna e mobile"), zamyka Napoleon Bonaparte, w końcu też koronowany na cesarza.

Jednak najgroźniejszym "złym" był wicehrabia de Valmont. Ten z "Niebezpiecznych związków" Choderlos de Laclosa. Połowa XVIII w., racjonalizm w rozkwicie, epoka wiary w rozum. Więc piękny arystokrata uwodzi cynicznie, niejako bez przyjemności. Nawet nie kojarzy, że jest narzędziem w ręku zakochanej w nim markizy… Och, jak przekonująco wciela się w niego John Malkovich. Sam kawał swołoczy, jeśli wierzyć filmowemu wizerunkowi. "Być jak John Malkovich".

Jeśli ich rozgryźć, przestają być groźni. Ich strategia okazuje się szyta grubymi nićmi. Głupia, która daje się nabrać. A jeśli wchodzi w to świadomie, bo też chce się zabawić? To już nie problem, to przyjemność.

Ogół sądzi, że płeć piękna leci na piękno. Tymczasem mężczyźni, którym los dał wyjątkową urodę, na ekranie owszem, wcielali się w romantycznych kochanków, ale w życiu niekoniecznie.

Po Rudolfie Valentino rozpaczały zastępy kobiet tylko dlatego, że kochały jego filmowy wizerunek. Naprawdę interesowali go chłopcy, żona była przykrywką. Podobnie Richard Chamberlain, uwielbiany przez damską połowę ludzkości, niezapomniany doktor Kildare.

Pozostało 92% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"