Rz: Czy w Indiach, w których był pan przez kilka lat, czy też w Egipcie, w którym bywa pan regularnie, są jakieś obyczaje finansowe, które mogłyby zaskoczyć Europejczyka?
Jarosław Kret: Wszystko, co jest związane ze sferą pieniądza, może nas tam zaskoczyć. Przede wszystkim zaskoczony może być turysta z Polski. A to dlatego, że w naszym kraju za nieeleganckie uchodzi rozmawianie o pieniądzach. Tymczasem w Azji co druga rozmowa toczona na ulicy dotyczy jakichś biznesów i interesów, czyli sposobów na zarabianie.
Mentalność ludzi jest pod względem finansowym zupełnie inna. Jednym z pięciu podstawowych obowiązków muzułmanina jest zakad. Nakazuje on pomaganie współwyznawcom islamu.
Jedną z form takiej pomocy jest bakszysz. To słowo oznacza zarówno jałmużnę, jak i napiwek. Wielu ludzi w krajach islamu z żebrania uczyniło zawód. Wiedzą, że jałmużna jest nakazem religijnym, więc żyją z żebractwa, doprowadzając swój fach wręcz do dobrego aktorstwa. Umieją udawać chromych i niewidomych lub starszych, niż są w istocie. Nachalnie zaczepiają turystów i to może być męczące.
Bakszyszu jako napiwku będą zaś żądać za każdą życzliwość i uprzejmość z ich strony. Jeśli zapytasz o drogę, każdy chętnie ci odpowie. Nawet jeśli o nią nie zapytasz, ale będziesz zatopiony w mapie, ktoś podejdzie i podpowie, jak trafić, a potem, wcale o to nieproszony, odprowadzi cię pod wskazany adres! Na końcu jednak uśmiechnie się szeroko, wyciągnie rękę i powie: bakszysz. Trzeba się z tym liczyć.