Postawiona na głowie ślimacznica Muzeum Guggenheima należy do architektonicznych ikon kulturalnej stolicy USA. Jej budowniczego Franka Lloyda Wrighta w rankingu najbardziej znanych architektów na świecie wyprzedził europejski rywal Le Corbusier. Ale Wright, choć swe dokonania ograniczył niemal wyłącznie do rodzinnej Ameryki, mógłby uczyć Corbusiera autopromocji.
Obaj doczekali się tysięcy opracowań, albumów, analiz budynków. Jednak to Wright sprawił, że zaczęto pisać o samych architektach, kulisach ich życia. Jego autobiografia z 1932 roku ujawniła artystę i człowieka idei. Życiorys Wrighta był wymarzonym tematem. Najnowsza powieść inspirowana jego życiem, “The Women” T. Coraghessana Boyle’a, ukazała się w tym roku; najsłynniejsza, “The Fountainhead” autorstwa Ayn Rand, już w 1943.
Cóż za modelowa postać, tytan pracy, niezrównany kochanek, Feniks odradzający się z popiołów. I jak niebanalnie komentował swą profesję: “Marilyn Monroe to wyjątkowo dobry kawałek architektury” … [srodtytul]Pewny siebie[/srodtytul]
Miał w żyłach walijską krew – dziadkowie przybyli do Ameryki w 1844 roku i osiedlili się w zielonej Helena Valley nieopodal Chicago. Jej krajobraz – łagodne pagórki, otwarte przestrzenie, kolorowe liściaste lasy – przypominał im ojczyznę. “Był dla mnie nadzieją, rajem” – wspominał Wright, który urodził się w Wisconsin w 1867 roku.
Ta sielska panorama wywarła wpływ na jego twórczość – uważany jest za prekursora architektury organicznej, związanej nieodłącznie ze środowiskiem. “Chciałbym uwolnić architekturę od schematów; sprawić, aby należała do miejsca, w którym powstaje – i aby je zdobiła raczej, niż szpeciła” – mówił w wywiadzie dla telewizji CBS krytykowi Mike’owi Wallace’owi.