Straciliśmy dużo czasu. Gdy inne kraje już w latach 90. zrozumiały, że motorem napędzającym gospodarkę stał się przemysł kultury z branżą muzyczną, księgarską, filmową, sztuk audiowizualnych oraz dzięki niesłychanemu rozwojowi turystyki kulturalnej, my nie przeprowadziliśmy niezbędnych reform w zarządzaniu instytucjami kulturalnymi, a kolejnym ministrom brakowało wiary w skuteczność działań promocyjnych. Tymczasem dziś to kultura kreuje indywidualny wizerunek poszczególnych krajów.
U nas wciąż panuje przekonanie, że jeśli ktoś ma talent, zaistnieje w świecie. Tymczasem karierom artystów trzeba pomagać. Na światowym rynku sztuki mocną pozycję mają Wilhelm Sasnal, Paweł Althamer i Monika Sosnowska, ale poprzedziły to wysiłki kilku prywatnych galerii czy Fundacji Galerii Foksal.
Spektakle Grzegorza Jarzyny i Krzysztofa Warlikowskiego trafiły na słynny festiwal do Edynburga, bo jego dyrektor Jonathan Mills miał wcześniej szansę poznać polski teatr. A przekłady utworów Olgi Tokarczuk czy Andrzeja Stasiuka to efekt naszej obecności na największej księgarskiej imprezie świata we Frankfurcie.
Kultura stała się obecnie towarem, który trzeba wypromować, a następnie sprzedać. Dlatego Instytut Książki wspiera tłumaczy polskiej literatury, a Instytut Adama Mickiewicza rozwija program wizyt zagranicznych gości, którzy wybierają u nas to, co zainteresuje publiczność w ich krajach. To jednak wciąż mało, a sposób promocji Polski zmienia się zbyt wolno. Widać to na przykładzie 21 instytutów polskich za granicą, które powoli przestają działać jak prowincjonalne domy kultury urządzające koncerty lub wystawy dla rodaków mieszkających na obczyźnie. Muszą się stać menedżerskimi biurami, które ze swoimi propozycjami zaistnieją w normalnym życiu kulturalnym danego kraju.
Plusem ostatniej dekady jest to, że nastawialiśmy się na eksport kultury "w pakiecie", sprzedajemy więc rok lub sezon polski. Pierwsza prezentacja w 2001 r. w Belgii – w cyklu Europaliów – organizowana była jeszcze głównie według starych wzorów, z obowiązkowym Moniuszką i Chopinem. Trzy lata później program dla Francji rodził się w wyniku dyskusji, podczas których gospodarze podpowiadali nam, co spodoba się Francuzom.