Szaleństwo dla elit

Najszybsze bolidy, najlepsi kierowcy, najwierniejsi kibice... Ale Formuła 1 to także ogromny biznes: wspaniałe marki, niezliczone pieniądze i wyszukane bankiety.

Publikacja: 30.11.2009 10:59

Szaleństwo dla elit

Foto: First Class

Red

Niemal każdy chciałby prowadzić samochód tak świetnie jak kierowcy Formuły 1. Zwłaszcza tak doskonały samochód. I poczuć się choć przez chwilę jak Hamilton, Schumacher, Alonso, Button czy Kubica. Ogromne pieniądze, hektolitry adrenaliny, wspaniały świat przepychu i moc wrażeń. Właśnie tych ostatnich szukają widzowie przed telewizorami. Niektórzy po tę odrobinę emocji jadą na tory wyścigowe, by wczuć się w niepowtarzalną atmosferę, poczuć swąd rozgrzanych opon i usłyszeć przejmujący ryk silników.

Polacy najbliżej mają na tor węgierski oraz włoski. Szczególnie ten drugi – Monza – jest ciekawy i wyjątkowy. Daje chyba największe możliwości poczucia się częścią wielkiego sportowego świata. To kolebka i mekka włoskich wyścigów samochodowych. Jeden z najszybszych torów na świecie. To właśnie na niego – co niespotykane nigdzie indziej – widzowie mogą wejść po skończonych zawodach i świętować zwycięstwo wraz ze swymi idolami. Chodzić po powierzchni, po której przed chwilą pędziły wyjące bolidy z prędkością przeszło 300 km/h. Nigdzie indziej to święto nie trwa tak długo. Już na tydzień przed właściwym wyścigiem na torze odbywają się próby i treningi zespołów startujących w F1, GP2, Formuły BMW czy Porsche. Być może właśnie dlatego biura podróży organizują nawet firmowe wyjazdy integracyjne na tor w Monza.

Formuła 1 w wydaniu włoskim to sznyt, przepych i bogactwo. Wspaniałe stroje, stylowe dodatki, uznane marki – nie ma się czemu dziwić, Mediolan ze swymi butikami jest przecież tuż pod nosem. Cudowne słońce, piękne, eleganckie kobiety, prężący się opaleni mężczyźni, lekka, zdrowa kuchnia, wspaniałe trunki i show przygotowany w każdym detalu.

Na każdy dzień wyścigów (piątkowe treningi, sobotnie boje o najlepszą pozycję na starcie, niedzielny wyścig) organizatorzy wyposażają gości w odpowiednie, imienne, opatrzone zdjęciem, jednorazowe i bardzo eleganckie identyfikatory, bez których nie da się pokonać licznych bramek i barier. Dodatkowo do boksów z bolidami oraz sal dla VIP-ów dostaje się jednorazowe, estetyczne bransoletki. Dopiero tak oznaczonym można dostać się niemal wszędzie, a wyścigi F1 stoją otworem.

Przy wejściu do pomieszczeń Paddock Club – strefy dla VIP-ów – gdzie każdy team i marki związane z F1 mają sale dla swych gości i przyjaciół, odwiedzających tor Monza wita szpaler uroczych hostess. Namiot pełniący funkcję przedsionka to jednocześnie klub z ciężko pracującym, doskonałym mediolańskim DJ-em, symulatorami wyścigowej jazdy i dwoma świetnie wyposażonymi barami serwującymi najróżniejsze smoothies, drinki i ekskluzywne przekąski. Nie brak tu wspaniałych włoskich lodów, jak i wszechobecnego na zawodach szampana mistrzów – G. H. Mumm Cordon Rouge – tego samego, którym od niemal dziesięciu lat częstują z trzylitrowych butelek siebie i publiczność zwycięzcy każdego wyścigu F1. Ale – jak zapewniają przedstawiciele G. H. Mumm w Paddock Club – dla nikogo szampana nie zabraknie. Na każde zawody przygotowują przeszło 1200 butelek tego szlachetnego trunku, nie sposób więc przez te trzy najważniejsze dni wyścigów nie rozsmakować się w nim…

Uciech tu co niemiara: punkty fotograficzne przygotowujące w piętnaście minut zestawy zdjęć, na których można zaprezentować się na podium w uścisku każdego z tegorocznych zwycięzców, albo szkoła nauki otwierania mistrzowskiego szampana kieliszkiem (naprawdę można!). Zmęczeni oczekiwaniem na wynik zawodów mogą przygotować się do wieczornych wyjść i szaleństw: jeszcze dwie godziny po zakończeniu wyścigu działają stanowiska masażu, manicure, a nawet punkt fryzjerski.

Jeśli ktoś ma ochotę poczuć się częścią międzynarodowej śmietanki towarzyskiej, to wyposażony w odpowiedni, trudno dostępny dla zwykłego śmiertelnika identyfikator może przedostać się do strefy technicznej, gdzie nietrudno spotkać legendarnego kierowcę F1 Nikiego Laudę, amerykańskiego milionera Richarda Bransona dopingującego swój team, najbogatszego Hindusa Vilaya Mallyaję – właściciela Force India F1 Team. W tym roku podczas wrześniowych włoskich wyścigów nadarzyła się również okazja, by spojrzeć w oczy sławnemu przedsiębiorcy Flavio Biatore. By publiczność nie przeoczyła najważniejszych fragmentów wyścigów, w każdej sali, na każdej ścianie wisi kilka ekranów emitujących to, co dzieje się na torze.

Święto na Monza trwa nie tylko od piątku do niedzieli. Każdego dnia odbywają się tu liczne wydarzenia: wyścigi, treningi, rozgrzewki przed właściwymi zawodami. Spragnieni, głodni i strudzeni mogą odpocząć i posilić się w niemal dźwiękoszczelnych salonikach swoich gospodarzy, gdzie serwuje się (jednakowe dla wszystkich VIP-ów, niezwykle pięknie przystrojone i podane) wielodaniowe, niekończące się lunche. Przykładowe menu jednego dnia to: tuńczyk w konfiturze pomidorowej i oliwnym pesto, domowe, ręcznie robione tortellini z wołowiną i mozzarellą, filet cielęcy z rozmarynowym risotto z boczkiem, cykorią i warzywnymi zrazami, deska wyselekcjonowanych serów włoskich z winogronami i orzeszkami, marynowany banan oraz cytrynowa tarta z owocami pasji, ananasowo-miętowy sorbet, a także niezwykle trafnie dobrane trunki, pośród których królował pasujący do wszystkiego G. H. Mumm i wspaniała włoska kawa przyrządzona na różne sposoby (i broń Boże nie w papierowym kubeczku!).

W kuluarach na gości saloników VIP czeka jeszcze jedna niespodzianka. To jedyny działający w okolicy Monza pojazd BMW. Niestety nie miał szczęścia do tej marki Robert Kubica. Jego bolid nie dojechał we Włoszech do mety. Ale w tym prezentowanym nowym Z4 zwiedzający z lubością sprawdzali wszelkie pokrętła oraz system wysuwania i chowania się dachu. Ten model mógł liczyć na spory poklask zwłaszcza ze strony rosyjskojęzycznych przyjezdnych.

Nietrudno pozbyć się wrażenia, że Formuła 1 to naprawdę miejsce cudów i niespotykanych rozwiązań. Całe pokolenia Polaków wychowywały się bowiem na ludowych mądrościach o konieczności unikania samochodów na literę „f”, za to wybierania najlepszych, najsolidniejszych i najtrwalszych aut niemieckich. Tymczasem nasz rodzynek w F1, a wraz z nim przynajmniej połowa Polski, od niedawna cieszy się z przejścia z nie najlepszego BMW do wspaniałego, rokującego nadzieje na przyszłe sezony francuskiego Renault…

Między treningami wybrańcy mogą obfotografować wspaniałe maszyny, przyjrzeć się pracy ekip technicznych, uwiecznić niemal wszystko, co dzieje się dookoła. Potem – gdy rundą honorową i niezwykle widowiskowym okrążeniem rozgrzewającym opony pojazdów zaczyna się główny wyścig – już jest to niemożliwe. Wtedy ryk silników słychać pewnie w Dolomitach, a szaleńcze próby uchwycenia aparatem fotograficznym w telefonie komórkowym śmigających z prędkością światła maszyn, by przesłać taki MMS wszystkim znajomym, których z nami tu nie ma, zwykle spełzają na niczym. Za to widzowie zaczynają obserwować u siebie postępujące kłopoty ze słuchem. VIP-om na każdym półpiętrze Paddock Club rozdaje się zatyczki przypominające słuchawki do iPoda. Pozostali jeszcze trzy dni po zawodach rozmawiają z najbliższymi na migi lub wykrzykują najprostsze komunikaty. To zresztą jeden z prostszych sposobów rozpoznania towarzyszy z toru w poniedziałkowym samolocie lecącym do Warszawy.

Paddock Club usytuowany jest tuż nad boksami technicznymi, które goście ze strefy VIP mają okazję zwiedzać do momentu, aż technicy przystąpią do swojej pracy. Tę pracę można jednak podziwiać z okien klubu. To, co wyprawiają ci specjaliści, nierzadko przekracza wyobraźnię przeciętnego kibica F1. Pojazd podjeżdża z prędkością światła do namalowanej na asfalcie linii, za którą stoi ubrany w kosmiczny niemal strój technik – wydawałoby się – istny samobójca. Wszyscy zamykają oczy, bojąc się, że za chwilę z tego wariata zostanie miazga. A tu rzecz niezwykła: wóz zatrzymuje się dokładnie na linii, trzy milimetry od nóg technika. Wtedy znów zaczyna się dziać coś niemal niemożliwego: po niespełna sześciu (!) sekundach bolid ma wymienione wszystkie koła, ochłodzone osie, hamulce, do tego napełniony bak. Pięć sekund z niemożliwym do zauważenia ułamkiem!

Zwykły śmiertelnik oglądający wyścig przed telewizorem niestety nie może chłonąć nawet połowy wrażeń, jakie wiążą się z Formułą 1. Za to wybrańcy, wróciwszy późnym wieczorem do domu, mogą uczcić wspaniały weekend rozpływającym się w ustach G.H. Mumm Cordon Rouge. Oczywiście otworzonym… kieliszkiem.

Niemal każdy chciałby prowadzić samochód tak świetnie jak kierowcy Formuły 1. Zwłaszcza tak doskonały samochód. I poczuć się choć przez chwilę jak Hamilton, Schumacher, Alonso, Button czy Kubica. Ogromne pieniądze, hektolitry adrenaliny, wspaniały świat przepychu i moc wrażeń. Właśnie tych ostatnich szukają widzowie przed telewizorami. Niektórzy po tę odrobinę emocji jadą na tory wyścigowe, by wczuć się w niepowtarzalną atmosferę, poczuć swąd rozgrzanych opon i usłyszeć przejmujący ryk silników.

Pozostało 94% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla